|
Letnik z Mierzei Kazimierza Orłosia to książka, którą wybrały klubowiczki na spotkanie DKK, które odbyło się 20 czerwca br. Było to drugie spotkanie klubu DKK dla dorosłych w Cieklinie. W związku z sezonem urlopowym skład był mocno okrojony, ale dyskusja się i tak udała. Wbrew tytułowi nie jest to lekka, wakacyjna proza. Konstrukcja fabularna "Letnika z Mierzei" opiera się na sprawdzonym pomyśle: żegnający się powoli z życiem bohater odnajduje pudło ze starymi listami. Lektura dwu z nich przypomina mu o wydarzeniach sprzed 50 lat, konkretnie o tym, że swego czasu zignorował wiadomość, że został ojcem. Bohater u kresu swych dni chce się dowiedzieć, co się stało z dzieckiem i jego matką. Wyrusza do miejsca, w którym spodziewa się ich zastać lub uzyskać jakąkolwiek informację mogącą być zalążkiem jego prywatnego śledztwa. Wspomnienia Józefa przeplatają się z jego relacją z podróży w formie obszernego listu do syna. Łącząc jedno z drugim poznajemy jego historię. Józef co roku przyjeżdża z rodzicami do Krynicy Morskiej na wakacje. Zawsze zatrzymują się u tych samych gospodarzów. Józef poznaje ich córkę Mirosławę i inne dzieci ze wsi. Początkowo jest to znajomość kilkorga dzieci – wspólne wyprawy na plażę, palenie ogniska, zbieranie szyszek w lesie. W wieku 17 lat Józef dostrzega w Mirosławie kobietę. Rodzi się między nimi pierwsze uczucie, pojawia się namiętność – a jej owocem jest ciąża. O tym, że będzie ojcem dowiaduje - jak wspomniałam - się z listu Mirki. I tu historia się komplikuje. Józef nie odpowiada na list, nie wie czy rodzice wiedzą, czy nie, gdyż nie rozmawiają z nim na ten temat. Mirka więcej się nie odzywa i sprawa zostaje zapomniana. Do czasu, aż bohater odnajdzie ten list wśród innych pamiątek z młodości.Zauważa swój błąd i wybiera się do rodzinnego domu kochanej kobiety. Czy uda mu się zrehabilitować? Kto przywita go przy furtce? Jak na jego przyjazd zareaguje córka, której nigdy nie widział? Józef spędza w nadbałtyckiej miejscowości dwa tygodnie. Prowadzi własne dochodzenie. Jednak bez rezultatów. Wraca do Warszawy z niczym: Mirosława nie żyje, jej córka nie poznaje prawdy o swoim pochodzeniu. Nasz bohater podświadomie zdaje sobie sprawę, że niczego nie zmieni, nie naprawi, nie uczyni za dość. Tak naprawdę przyjeżdża na Mierzeję po to, żeby skomunikować się z "niemożliwym". Ze światem własnej młodości, z dawno minionymi chwilami, kiedy był autentycznie szczęśliwy. Liczy, że w Krynicy zostały jakieś ślady na piasku. Karmi się tymi złudzeniami, ale te wcale nie poprawiają mu samopoczucia. Przeszłość jest zamknięta, nie ma do niej powrotu. Z końcówki powieści doeiadujemy się, że syn przeczytał list Józefa dopiero po jego śmierci. Proza oszczędna, sugestywna, surowa, bez zbytniego sentymentalizmu i prostych, ale nieżyciowych recept.
Krystyna Czechowicz
Nie mogłam się oderwać. Polecam.
Renata
Książka świetna, ale brakowało mi jakiejś kropki nad „i”.
Marta