Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie

Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie

samorządowa instytucja kultury Województwa Podkarpackiego i Miasta Rzeszowa

Provincial and City Public Library in Rzeszow

municipal culture institution of Podkarpacie Province and City of Rzeszow

Воєводська і Міська Cуспільна Бібліотека у Жешові

PODKARPACKIE - przestrzeń otwarta

Rzeszów - stolica innowacji

Kultura w Rzeszowie

Pogoda

Swiat Pogody .pl

Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa 2.0

 


 


Kierunek Interwencji 1.1. Zakup i zdalny dostęp do nowości wydawniczych ze środków finansowych Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego

SBP

DKK

Logowanie do SOWA2

Deklaracja dostępności

Przeszłość w pamiątkach ukryta

Academica - Cyfrowa Biblioteka Publikacji Naukowych

System informacji prawnej Legalis

Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich

Kalendarz wydarzeń

Pon Wto Śro Czw Pią Sob Nie
    01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31    

Zapytaj bibliotekarza

DKK w Jaśle

Marek Soból: " Mojry"

09-03-2011

Optymizm pomimo wszystko


8 marca w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Jaśle odbyła się dyskusja o książce Marka Sobóla Mojry i promocja, tyle co wydanej książki Sama Marii Majchrowicz, która ukryła się pod pseudonimem Mai Mavitsch.
Maria Majchrowicz, mieszka w Jaśle. Brała udział w rozmaitych medialnych działaniach, które pozwoliły jej nabrać wiary w siebie. Wygrała konkurs na najlepszy scenariusz, jednego odcinka serialu „Klan”, w którym zagrała małą rolę. Wystąpiła u Ewy Drzyzgi w „Rozmowach w toku”, śpiewała w „Szansie na sukces”, wygrała finał w „Kole fortuny”. Zawsze bardziej czułam świat duszą, niż postrzegałam wzrokiem – powiedziała na spotkaniu. Zdroworozsądkowe widzenie rzeczywistości przydawało mi się tylko w chwilach podejmowania ważnych decyzji. Na co dzień karmiłam się pięknem ulotnym, wartościami, które dają siłę przetrwania, w tym niełatwym świecie realnym. Muzyka, taniec, pisanie, rozmowy z ludźmi, plastyczne igraszki - wszystko to pozwalało mi i pozwala nadal trwać w nim i....nie oszaleć. Sama to jej debiut prozatorski. Cztery kobiety, cztery historie. Wspólny mianownik? - samotność. Kobieta jest zawsze sama, gdy staje się kobietą, gdy rodzi, zabija. Nawet w związku z mężczyzną, też jest sama a gdy ten odchodzi, w samotności liże rany. Autorka nie cacka się z bohaterkami, nie epatuje sentymentalizmem. Język, jakim każe im mówić jest dość brutalny, czasem bolesny, jednak nie rani ucha czytelnika.
Druga część spotkania upłynęła na dyskusji o książce M. Sobóla Mojry. Maria Kantor dostrzega jawną korespondencję z własnym życiem i twórczością. Ta książka płynie jak rzeka, słowa same niosą czytelnika w czasie i przestrzeni. Autor, jest młodym człowiekiem, zamieszkałym w Krakowie i ja, jako mieszkanka Krakowa, znająca miasto, widzę w obrazach wszystko, co on opisuje. B. Torę uderzyła intrygująca narracja - Monolog, w którym bardzo łatwo można odszukać obecność adwersarza. Wiele w fabule zasadzek i łamigłówek, ale na pewno nie nuży i ma się nieodparte wrażenie, że towarzyszy czemuś odkrywczemu. U. Wójcik uznała tę powieść za niesamowitą, zaskakującą, zagadkową i niełatwą. Dla R. Kolanko okazała się trudna ze względu na boleść utraty i konfrontację z rzeczywistością. Pomimo dużego ładunku cierpienia T. Furmanek-Wnęk wydała się ona niezwykle optymistyczna. Skojarzyła ducha powieści z książką Oli Watowej „Wszystko, co najważniejsze”. M. Soból udowodnił, że mity są ciągle aktualne.

Krystyna Ziemba

 

GŁOS W DYSKUSJI NAD KSIĄŻKĄ –„MOJRY” Marka Sobóla

Tytuł książki „Mojry” jest dla mnie o tyle intrygujący, że nie zapowiada tak realistycznej prozy. Trzy rozdziały i trzy córki Zeusa i Temidy , prządki losu człowieka:
- Lachesis- „ Udzielająca” , która tej nici strzeże
- Atropos- „ Nieodwracalna”, która ją przecina
- Kloto – „ Prządka” nici żywota.
Ta książka płynie jak rzeka, słowa same niosą czytelnika w czasie i przestrzeni. Autor , jest młodym człowiekiem, zamieszkałym w Krakowie i ja, jako mieszkanka Krakowa, znająca miasto, widzę w obrazach wszystko, co on opisuje.
Cały czas zastanawiałam się nad tym, jak tak młody człowiek może zrozumieć psychologię kobiet i mężczyzn w starszych latach. W Lachesis, stara kobieta, która ma kawiarnię w Pa-ryżu mówi: Myślę sobie, że jest taki moment w życiu każdego człowieka, kiedy zaczyna się lubić starocie – zgadzam się z tym, to prawda. I dalej : Kochamy stare meble, na których politura już wyblakła i na kantach zaczyna świecić gołe drewno, ale my dotykamy ich delikat-nie, czujemy ciepło, które wpisał w nie czas. Jak dziwnie koresponduje z tymi słowami mój wiersz, zamieszczony w zbiorze wierszy „W deszczu” , wyd. 2010.

OZNAKOWANE SENTYMENTY

żyję swoim własnym życiem
przeważnie do środka czasem do innych
nie zaglądam do ich kufrów niech sobie mają co tam chcą
każdy ma swoje tajemnice jeden małe
drugi tak wielkie że wieko się ciągle podnosi

są w rodzinie meble które rodzice kupili w 1950
w Kalwarii Zebrzydowskiej u Zimmera
solidne drewniane pięknie fornirowane
były z nimi aż do śmierci a potem je przeniesiono

ktoś powiedział: co tam taka szafa takie łóżka i t d …i t p…
teraz poprzez Internet można za grosze kupić takie same i inne
takie stare ludzie już wyrzucają na śmietnik …

a my nie my przewieziemy właśnie te z obszczypanym
kawałkiem forniru na dole szafy i drugim przy nodze łóżka

my chcemy tę toaletkę z szufladami gdzie mama
miała korale a tato spinki do mankietów
my chcemy właśnie tę bieliźniarkę gdzie
pod stosem koszul były listy i różne sekreciki

my chcemy te bo tam są szelesty szepty echa
nocnych rozmów i porannych przebudzeń

te meble są raz na zawsze oznakowane


Wg mnie Lachesis, to studium braku zazdrości o mężczyznę. Narratorka, której imienia nie znamy, mówi: Taki był mój Henryk, nawet po śmierci, umiał dawać radość kobietom, nawet po śmierci umiał się podobać. A na końcu każe nam zwątpić we wszystko, co tak realistycznie opisywała i mówi Całe nasze życie to jeden teatr, nigdy do końca nie wiemy, co się dzieje naprawdę, a co okaże się żartem losu, a w dodatku nie mamy pojęcia jak to wszystko się skończy. Zgadzam się z tym stwierdzeniem narratorki, bo czytając te słowa, nie wiemy, czy Henryk istniał naprawdę, czy powstał w chorej pod wpływem przeżyć, wyobraźni Lachesis.
W Atropos narratorką jest pielęgniarka pracująca w szpitalu, na dziecięcym oddziale onkolo-gicznym. W swoich opowiadaniach od 19 kwietnia jednego roku , do 1 kwietnia następnego, robi duże przeskoki myślowe i w czasie i w przestrzeni od „wyszedł i nie wrócił” , poprzez tragicznie realistyczny obraz śmierci i pogrzebu Pawlika , chodzenie po krakowskim Kazi-mierzu, dziwną przygodę z prostytutką i samotnie spędzoną Wigilię i Święta Bożego Naro-dzenia.
Autor, opisując, raczej tragiczne ludzkie losy pyta: Po ilu latach człowiek przestaje się uśmiechać? Co za trafne pytanie w stosunku do Polaków! Polacy, być może pod wpły-wem traumatycznych przeżyć wojennych i codziennych, są narodem ponurym, nie uśmiecha-jących się i nie rozmawiających ze sobą ludzi. Pomaganie innym jest często na pokaz.
W początkowej części opowiadania odniosłam wrażenie, że ukochany człowiek po prostu odszedł od narratorki do innej kobiety, dopiero po scenie na cmentarzu, dowiadujemy się, że on nie żyje. Dlatego kobieta w pewnym momencie podejmuje decyzję Wyprowadzam się z naszego mieszkania. Ale nie może rozstać się z Kazimierzem. Autor zna Kazimierz i pięknie opisuje codzienne na nim życie i Festiwal Kultury Żydowskiej, który odbywa się corocznie na ulicy Szerokiej. Gdy mama ciężko chorej Emilki, zabiera ją na dwa dni do domu, aby jechać z nią do znachora-cudotwórcy, autor mówi: Żydzi w takich wypadkach zmieniali imię ciężko choremu, aby zmylić Anioła Śmierci, żeby zgubił trop.
Zastanawiam się, dlaczego myślenie Pana Marka Sobóla w wielu wątkach przeplata się z moim. Oto jeden z przykładów: w 2007 napisał mi się taki krótki utwór / t. „Gdzie krąży echo” - wyd. 2008/ p.t. Podziękuj Aniołowi.

PODZIĘKUJ ANIOŁOWI
Jeżeli jeszcze raz zobaczysz
wschód słońca
podziękuj
Aniołowi Stróżowi
że nie otworzył
drzwi dla śmierci.

Tak się złożyło, że w ostatnim roku, tak jak kiedyś narratorka, spędziłam Wigilię sama. Było mi smutno, ale nie byłam z tego powodu nieszczęśliwa. Zgadzam się z wyrażonym w tym fragmencie książki poglądem autora, że aby spotkać się z Bogiem, nie musi się iść do ko-ścioła, ponieważ Bóg jest wszędzie.
Nie potrafię sprecyzować na czym polega fenomenalny sposób pisania tej książki, ale w wielu wątkach, a jest ich bardzo wiele, znajduję odnośniki do wydarzeń z mojego życia. Jest to np. atak w dniu 11 września 2001 roku na nowojorskie wieże World Trade Center, który wstrzą-snął całym światem. W tym czasie, byłam na wycieczce we Francji i właśnie wracaliśmy z objazdu zamków nad Loarą, gdy usłyszeliśmy wiadomość o ataku. W hotelu , który był poło-żony między trzema podparyskimi lotniskami , wszyscy przeżywaliśmy ogromny lęk, a szczególnie ci, których bliscy byli w tym czasie w USA. Moja córka też tam była.

Kloto- Słownictwo tej części książki jest wzorowane na modnym obecnie młodzieżowym slangu i pełne wulgarnych słów. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi poprawny język lite-racki. Nie wiem dlaczego, autor dokonał takiej literackiej manipulacji ; zapewne proponując nam przeczytanie opowiadania prostytutki, Kloci, sąsiadki narratorki z opowiadania Antropos, miał jakiś cel. Może chciał pokazać jak współistnieją różne środowiska? Klocia , po wielu życiowych perypetiach , mieszka na Kazimierzu i staje się powiernicą pielęgniarki a z jej bystrych obserwacji , widzimy inny obraz wieczoru na Szerokiej.
Losy kobiet w książce tak się zapętlają, że kiedy skończy się czytać ostatnią stronę, chce się wrócić do pierwszej. I to jest właśnie sukces książki! Jako uzupełnienie mojej wy-powiedzi proponuję przeczytać wiersz naszej noblistki, Wisławy Szymborskiej Wywiad z Atropos ze zbioru wierszy Dwukropek, która z właściwym sobie poczuciem humoru mówi:
---Spytam inaczej: ma Pani Zwierzchnika?
….Proszę o jakieś następne pytanie.

Nie mam już innych.

W takim razie żegnam.
A ściślej rzecz ujmując…

Wiem, wiem. Do widzenia.

Kraków, 12 II 2011 autor wypowiedzi: Maria Kantor DKK MBP w Jaśle
 

 

Marek Soból - „Mojry

Tak jak życie człowieka całe jest posklejane z opowieści, tak i ta książka posklejana jest z opowieści trzech kobiet, które w tej „ układance” miały okazję się spotkać. Jest ona obrazem życia w jego różnych aspektach.
Wszystkie bohaterki opowiadań, starają się uwolnić z kręgu zła, które je otacza i które jest częścią ich losów. Nie zawsze im się to udaje, ale „dopóki się za czymś w tym życiu biegnie, o kulach, albo po omacku kuśtykając, dopóki tak jest, to jeszcze warto żyć”.
Książka ta, to piękny i poruszający monolog o tym ,co najważniejsze
w życiu człowieka; o uczuciu miłości w różnych jej odmianach i o śmierci, która ją wyklucza, ale nie usuwa z pamiętania. Rzecz nie tylko o przeszłości, która
w swej oczywistości rzutuje na teraźniejszość (wspomnienie przeżytego
w dzieciństwie holocaustu przez Lachezis), ale o współczesnym tu i teraz.
O niezwykłej znajomości psychiki kobiet i ich zachowań. (W przypadku Atropos będzie to studium traumy po śmierci ukochanej osoby tak niewiarygodnie prawdziwy, że aż boli czytelnika, który ma podobne doświadczenia życiowe).
Tak, niewątpliwie autor umiał słuchać kobiet, które chciały się zwierzać, by potem móc ich wynurzenia przelać na kartki tej książki. Pisarz użył niezwykle intrygującej narracji – monolog w którym bardzo łatwo można odszukać obecność adwersarza. Wiele w fabule zasadzek i łamigłówek, ale na pewno nie nuży i ma się nieodparte wrażenie, że towarzyszy czemuś odkrywczemu.
Książka zawiera wiele tolerancji wobec ludzkich zachowań i stara się dostrzec dobro w każdym człowieku i tłumaczyć jego nawet złe, czy naganne postępowanie. I mimo ponurego klimatu daje nadzieję na coś lepszego; bo pomimo, że człowiek doświadczy „dna”, to staje się wolny, bo nie boi się już niczego.

Barbara Tora
DKK Jasło

 

Urszula Wojcik Radoniewicz – O „Mojrach” Marka Sobóla

To niesamowita opowieść, zaskakująca, zagadkowa, niełatwa… Autor nadał trzem bohaterkom cechy mitologiczne. Czyniąc z nich trzy siostry prządki, greckie boginie losu i przeznaczenia człowieka, złączył i przeniknął symboliką ich historie. I tak Kloto przędzie nić żywota, Lachesis – Udzielająca, tej nici strzeże, zaś Atropos – Nieodwracalna, nić tę przerywa.
Opowieść Sobóla zaczyna Lachesis, staruszka, która przeżyła holocaust. Prowadzi ona niedużą kawiarenkę we Francji, w której zatrzymują się na chwilę rożni ludzie, zwyczajni, zaprzyjaźnieni i zupełnie obcy. Bywa w niej także sama Edith Piaf.
Atropos to pielęgniarka na dziecięcym oddziale onkologicznym, Kloto zaś, najmłodsza z nich, jest prostytutką. Każda z kobiet żyje po swojemu obcując z bólem, głębokimi przeżyciami, trudnymi decyzjami i wspaniałymi miłościami. Każda z nich zmaga się z tym życiem inaczej, gdyż wymiar zła, będący całokształtem niesprzyjających, wrogich i krzywdzących realiów jakie je otaczają, tragedii jaka piętnuje ich egzystencję, a nawet wymiar miłości i szczęścia, którego doznają, pojmuje się i doświadcza zupełnie odmiennie, w sobie tylko właściwy sposób.
Jest jednak coś co owe kobiety bardzo wyraźnie łączy – żadna z nich, jak twierdzą, nie płacze – Lachesis od momentu wyjścia z obozu, Atropos od chwili pożegnania ukochanej osoby, Kloto nie upuszcza łez, bo jest twarda. I oto nagle przed czytelnikiem pojawia się zaskakujące, sprzeczne z faktami wydarzenie – wszystkie kobiety spotykają się na Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie. Naprzeciw Kloto i Atropos porwanych odgłosem bębnów i tańcem staje Lachesis. Wyzwalający, wydawać by się mogło taniec zamienia się w gwałtowny płacz. Płacz, w którym magazynujące się od dawna odczucia wszystkie naraz uwalniają się.
W tej scenie jedynie Kloto nie płacze, jawi się jako ta nierozumiejąca obok przeżywającej Atropos i tej, co doświadczyła - Lachesis. Ona w przeszłości także dała się ponieść emocjom tańca. Oswobodziła się, oczyściła, zapomniała. I tu następuje, najbardziej moim zdaniem przykry, a śmiało można uznać go za wstrząsający epizod opowieści - obnażona Lachesis ukazuje zebranym niemego świadka swojej przeszłości – zniekształcony bliznami brzuch. Da się bowiem zapomnieć, czy jednak wolno to czynić…? Ze złem można i wręcz trzeba się oswoić, lecz nigdy nie uda się go całkowicie wymazać ani z własnej pamięci, ani z kart swojej historii. Nić żywota przędzie się gęsto i nieubłaganie…
Według autora „Mojry” to książka właśnie „o oswajaniu zła, umiejętności życia w jego kręgu, o cierpliwym i nieugiętym dążeniu do szczęścia”.
Każda Mojra przekazuje nam inną cenną prawdę i wskazówkę. W ten sposób książka staje się cudowną receptą na przegrane życie lub tylko jego cząstki - „Pisarz nakłania, by porzucić nienawiść, urazy, pozbyć się kompleksów, nierzadko też butelki i żyć od nowa”- pisze Łukasz Michalski.
Z ust prostytutki Kloci dowiadujemy się, że „całe życie to jeden wielki kit, to jebana fatamorgana. Liczy się tylko, żeby choć przez chwilę być szczęśliwym.” Ona nie płacze, a ujście swoich złości i żalu odnajduje z jednej strony w wulgarności jaką się wypełniła, z drugiej zaś w snach: „(…) świat w snach jest piękny, wszystko się w nim może zdarzyć i nigdy się nie umiera, bo zawsze w odpowiedniej chwili się budzisz.” Gdyby jednak zabrakło jej sposobu co dalej ma ze swoim życiem uczynić, woli skoczyć pod pociąg, ale płakać nigdy nie będzie. To tak jakby ów płacz był niechcianym i nieodwracalnym pogrążeniem się, utratą siły i odwagi do jakiegokolwiek działania, do pilnowania, żeby nie było gorzej.
„Nie watro płakać – mówi Lachesis – każdy następny dzień może przynieść szczęście.” W obliczu zła i krzywdy jaką wyrządzić może człowiek drugiemu człowiekowi „(…) straszne jest to, co człowiek sam sobie umie zrobić, jeśli już się podda, gdy pomyśli, że nie warto, że nic już się nie liczy i nic nie nastąpi.” A przecież „cokolwiek by się wydarzyło, zawsze trzeba mieć nadzieję (…), że los będzie łaskawy, że wszystko się odmieni, że może jeszcze czeka nas szczęście. Ale nie można się poddawać, nie można zniszczyć wszystkiego w sobie, wokół siebie, nawet jeśli się nam wydaje, że wszystko już skończone i życie nic nie jest warte, bo przecież nigdy nie mamy pewności, nie wiadomo, co może się wydarzyć, co może przynieść kolejny ranek albo kolejna noc.”
Lachesis wielokrotnie powtarza, że jest stara, tłumacząc tym luki we własnej pamięci, zaniedbane potrzeby, czy też ulubione nawyki – oglądanie starych fotografii i wspominanie. „Nie wiem, dlaczego człowiek potrzebuje, żeby ktoś o nim pamiętał, to nie wydaje się mądre, ale tak jest, czy tego chcemy, czy nie, ze im bliżej śmierci, tym częściej o tym myślimy” – może więc sposobem na istnienie stało się dla niej wysłuchiwanie różnych historii od przychodzących do kawiarenki ludzi, a potem splatanie tych historii ze sobą, przeplatanie z własną życiową opowieścią tak, żeby zatraciła się jej autentyczność. By utworzyła się choćby niewielka szansa na to, żeby pamięć o niej trwała z podobną świętością jak jej pamięć o Henryku…
Dla Atropos pisanie dziennika i tworzenie opowiadań o innych jest „ratunkiem, odnową, wymazywaniem (…), metodą na powrót do życia”. Atropos zatraca granice między fikcją a rzeczywistością, ale to pozwala bronić się jej przed śmiercią, która wciąż trwa przy niej, którą obserwuje każdego niemal dnia, która przeszywa ją do spodu, warunkując kiepskie samopoczucie i rozpływanie się w świecie odrealnionym.
„(…) Nadzieja jest czasem najważniejsza – mówi – bez niej pozostaje tylko zapadanie się w rozpacz, a przecież trzeba walczyć.” „Myślenie ‘jakoś to będzie’ jest nieodłączną cząstką naszej natury. Przecież bez tego zwariowalibyśmy (…)”. Być może to daje jej siłę, by wszystko przerwać, pochować i przypieczętować przeszłość, spojrzeć z ufnością i nowym optymizmem w dni, które dopiero nadejdą.
Kloto sięgnęła dna, prawdopodobnie z uwagi na styl życia i zajęcie jakie sobie wybrała. Atropos przyznaje, że ona dna nie zna, ale „jeśli człowiek tego doświadczy, staje się wolny, bo nie boi się już niczego”, wszak co nas nie zabije, to nas wzmocni.
Co jednak sprawia, że mamy siłę na to, by się od dna odbić, by nastąpił tak bardzo wyczekiwany zwrot wydarzeń, by coś się wreszcie odmieniło na lepsze? Według Atropos „czasami potrzebny jest ktoś, kogo dawno się nie widziało, ktoś z innego czasu, z kim można się przejrzeć jak w lustrze.” Trzeba jeszcze tylko zdobyć się na szczerość wobec samych siebie, własnych marzeń, pragnień, oczekiwań, na szczerość wobec innych ludzi, a wtedy poczujemy „spływające błogosławieństwo, komfort harmonii ze światem.”
Dla Mojry pierwszej bronią staje się więc plecionka z ludzkich historii, dla drugiej fikcja, umożliwiająca całkowite przebudzenie, dla trzeciej Mojry nieustanne zaczynanie od nowa. Jaką broń uda się obrać tym, którzy jej w książce szukają? Czy stanie się ona skuteczna na tyle, by powtórzyć za jednym z czytelników - „Dzięki tej książce żyję”...?

 




 

 

 

 

 

Redakcja witryny:
E-mail:

Copyright 2009 WiMBP Rzeszów.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Ideo Realizacja:
CMS Edito Powered by: