|
W Bibliotece w Lesku odbyło się sympatyczne spotkanie z Panem Januszem Gołdą- poetą; publicystą, autorem tomików wierszy: „Zwyczajna łagodność”, „Wiersze leskie”, „Dzikie sady”, w którym uczestniczyli członkowie Dyskusyjnego Klubu Książki i zaproszonymi goście. Spotkanie rozpoczęło się recytacją wierszy naszego autora, wykonanych przez Beatę Zarembiankę, znaną rzeszowską aktorkę, które były prezentowane wcześniej w audycji radia Rzeszów. A potem już sam autor w sposób ciekawy i z wielkim humorem opowiadał o kulisach powstania swoich książek. Wszystko zaczęło się od tego, że pan Janusz, pracując w Gazecie Wyborczej jeździł po Bieszczadach i z tych wyjazdów powstał zbiór reportaży pt. „Znaki czasu”. Jeśli chce się tworzyć ciekawe reportaże, to trzeba trafić na „ten” czas i moment i być dobrym obserwatorem, żeby go nie przegapić. Autor opowiadał również o procesie twórczym przy pisaniu wierszy
i zdradził zebranym gościom, że wiersz pt. „Kantyczka” z tomiku „Tańczący na promieniu”, jest jego ostatnim wierszem.(!)
Na co dzień Pan Janusz związany jest z naszym miastem i oprócz zainteresowań literackich przejawia również zainteresowania historyczne. Swoimi przemyśleniami nad przeszłością podzielił się z gośćmi leskiej biblioteki.
Joanna Krawczyk
Leski
Zegar na ratuszu bije trzy na piątą. Słońce wlazło
w lipy na plantach, zerka przez gałęzie na biały
transparent z niebieskim napisem Powiat dla Leska.
Na postoju, w cieniu pod kasztanem, taksówkarze
rozprawiają o polityce. Przy chodniku, na asfalcie,
wygrzewają się w słońcu, opel i żółty polonez.
Z przystanku, przed domem handlowym, odjeżdża
autobus do Soliny. Na wprost biurowiec ze smugami
zacieków po ostatnich deszczach. Obok parking:
cztery auta osobowe, fotelik z czarnego plastiku,
na nim blondyn w różowym podkoszulku ostrzyżony
na jeża – ręce splecione na karku, kołysze się, ziewa,
trze kciukiem prawe oko. Na skwerku z fontanną
drewniani drwale piłują, na niby, malowany balik.
U fryzjera „pod budkami” rżną od drugiej w karty.
Wzdłuż żywopłotu, przyciętego w kancik, pan
w krótkich portkach spaceruje z panią – kapelusz
panama opuszczonym rondem zasłania zuchwały
makijaż; przy nodze pudel na smyczy, biały, kosmaty,
stąpa wyniośle łapa za łapą. Ścieżką obok synagogi,
przez bodiaki wysokie na chłopa, kumple ciągną
gęsiego pod wiąz, na wino owocowe.
Witryny sklepów wystawne, wielkie na dwa okna,
szyldy pisane ręcznie: Jeans Dakota, odzież
europejska, sklep firmowy Szelców, mięso – wędliny,
firany, żywe przynęty, kwiaty cięte, szewc zamknięty
do poniedziałku, trumny na wymiar, pizza na telefon,
książki dla każdego, U Zuzi najsmaczniej.
Stygnie powietrze. Gołąb z dzwonnicy patrzy
na planty; widzi alejki różowe brukowane kostką,
ławki, brzozy, kasztany, sąd, bank spółdzielczy,
pocztę czynną w dni powszednie do dwudziestej
i trzy pomniki: Kościuszce miasto Lisko, żołnierzom
radzieckim społeczeństwo, Świętej Panience
mieszkańcy. Chwilo maleńka, chwilo wieczna
nie mijaj, choć wystarczy mrugnąć powieką.
Janusz Gołda