Tym razem postanowiłyśmy sięgnąć po literaturę amerykańską. Cormac McCarthy pisarz, scenarzysta, dramaturg uważany za następcę Faulknera.Jego najbardziej znane powieści to "Rącze konie", "To nie jest kraj dla starych ludzi ", "Krwawy południk". Akcja tych powieści rozgrywa się najczęściej na południowym zachodzie Stanów Zjednoczonych.
"Droga" jest połączeniem powieści drogi z horrorem. Opowiada o wędrówce a właściwie ucieczce ojca i syna z miejsca dotkniętego zagładą, gdzie ludzie przeobrazili się w bestie. Ojciec to człowiek odpowiedzialny i wpajający dziecku zasady moralne. " Bo my jesteśmy dobrzy.I niesiemy ogień." Mimo tego, że świat uległ zagładzie i nie ma racjonalnych powodów, aby dalej walczyć o przetrwanie, oni jednak idą. Tę książkę powinien przeczytać każdy ojciec.
Mimo grozy bijącej z kolejnych stronic, czyta się ją świetnie.
Wspaniale zrecenzował tę powieść Jacek Dukaj:
"Opowieść o tej skazanej na tragiczny koniec wędrówce podana została zaskakująco pięknym językiem, często w najbardziej ponurych momentach osiągającym lotność poezji - jakby cmentarne ballady Nicka Cave’a czy Toma Waitsa przepisać na oszczędną, chirurgiczną prozę. Droga to czarna jak węgiel elegia po tym kolorowym raju, w którym żyjemy, nie zdając sobie sprawy z naszego szczęścia.
Niewiele znam książek tak silnie grających na emocjach. Można argumentować, że są to prostackie manipulacje, bo jakiż przepis na wyciskacz łez łatwiejszy niż dramat niewinnego dziecka? Lecz że McCarthy operuje właśnie na poziomie mitu, to uczucie także zostaje podniesione: nie współczujemy jedynie temu fikcyjnemu dziecku - współczujemy wszystkim dzieciom, narodzonym i możliwym."
McCarthy nie daje nam odpowiedzi na pytania, które się same nasuwają, co spowodowało kataklizm, czy dziecko przeżyje, czy sami stalibyśmy się bestiami, czy może do końca pozostalibyśmy ludźmi tak jak bohater tej książki? To pozostawia dla nas czytelników.
Na koniec jeden z najpiękniejszych fragmentów książki :
"Kiedyś w górskich potokach żyły pstrągi źródlane. Widać je było, jak stoją w bursztynowym nurcie, a białe krańce płetw drgają delikatnie w płynącej wodzie. W ręku pachniały mchem. Wypolerowane, muskularne, torsyjne. Na grzbietach miały ślimacznicowate desenie, które były mapami nastającego świata. Mapami i labiryntami. Tego, czego nie można odtworzyć. Czego nie można naprawić. W głębokich dolinach, gdzie żyły, wszelka rzecz była starsza od człowieka i tchnęła tajemnicą".