|
W wakacyjny poranek 30 sierpnia spotkali się klubowicze, aby podyskutować o książce Ewy Stachniak „Dysonans”.
Okładka „Dysonansu”, na której widać portrety bohaterów, może dać czytelnikowi wrażenie, że oto bierze do ręki romans rozgrywający się w dziewiętnastowiecznej scenerii. Tymczasem dostaje dobrą powieść psychologiczną o całkiem współczesnym zabarwieniu. Bo choć miłość romantyczna nie jest już tak ceniona, to kłopoty z wiernością i nazywaniem swoich emocji są wciąż te same. Poznali się w 1838 roku w Neapolu. Ona – hrabina Delfina Potocka, synowa pięknej bitynki, Zofii Potockiej, a zarazem żona Mieczysława, pana na Tulczynie – i on – poeta romantyczny, chrześniak Napoleona I, wyswatany przez ojca z Elizą Branicką, wnuczką Franciszka Branickiego i Stanisława Szczęsnego Potockiego. Zakochani w sobie bez pamięci. Przez wiele lat żyjący w miłosnym wielokącie. Ewa Stachniak opowiada w Dysonansie ich niezwykłą, a co dla czytelnika najważniejsze, prawdziwą historię. Napisała ją w oparciu o setki listów wysłanych przez Zygmunta do Delfiny, wydanych w 1975 roku w trzech tomach pod redakcją Zbigniewa Sudolskiego. Pisarka tak mówi w Posłowiu wieńczącym książkę o znalezionych przez nią dokumentach: „...Listy Delfiny Potockiej do Zygmunta Krasińskiego nie zachowały się. Dzięki niestrudzonej, wieloletniej pracy Z. Sudolskiego polski czytelnik może sięgnąć także po tomy listów poety do ojca, do przyjaciół, a także do oficjalistów i plenipotentów. Są to dokumenty bezcenne dla pisarza starającego się odtworzyć XIX-wieczne realia życia Polaków. Niektóre z tych listów zainspirowały sceny „Dysonansu”, choć interpretacja wydarzeń pozostała moja....”. Autorka kreśli dwa wyraziste portrety kobiece; zmysłowej, zwiewnej, ekspresyjnej Delfiny i dojrzałej ponad wiek, cierpliwej, odpowiedzialnej Elizy. Delfina ma tytuł, urodę, czar, wdzięk i wiele talentów, a wśród nich ten najważniejszy – przepiękny głos. Eliza Branicka w porównaniu ze swą ciotką na pozór nie ma żadnych szans – nie jest światową kobietą, dopiero wkracza na salony; nie olśniewa urodą, dowcipem, obyciem. Równocześnie nie chce stać się salonową gąską, której jedynym zadaniem jest komplementować mężczyzn. Nie chce być bezduszną salonową lalką, ubieraną wieczorem w satynę i koronki, wystawianą na pokaz i osąd wszystkich. Bale ją nudzą, poszukiwania dobrej partii konfundują. Choć bardzo młoda, Eliza jest wykształcona i oczytana. Trwa w swoim zdaniu na każdy temat. Noszący niecodzienne, żółte rękawiczki Krasiński intryguje dziewczynę. Choć mężczyzna próbuje zniechęcić ją do siebie, Eliza upiera się w swoim wyborze. Chce z nim być, nawet jeśli on nigdy nie będzie w stanie jej pokochać. Nawet jeśli o Delfinie nie będzie w stanie zapomnieć. Na tym tle postać Krasińskiego wypada blado. Wciąż niezadowolony, niecierpliwy; jak jego bohaterowie uwikłany w historię, na którą nie ma wpływu, zdeterminowany przez okoliczności i własną namiętność. Mimo mądrych zdań, które wygłasza na kartach powieści, pozostaje osobą w jednym wymiarze: mężczyzną bez charakteru. Delfina, Eliza, Zygmunt… We troje żyją w osobliwym trójkącie. Dwa tony niezgodne ze sobą, pogodzone trzecim. „Dysonanse i harmonie, (…) przelotne formy wiecznej prawdy”. Tytuł powieści zostaje wyjaśniony już w motcie do niej; Potocka pisze w liście z dnia 16.06.1849 roku do Chopina: „…żywot ten jest tylko ogromnym dysonansem”. W tekście książki autorka wielokrotnie powtarza ten wyraz w różnych kontekstach. Dysonansem jest rozbieżność między światem wewnętrznym i zewnętrznym; rozdźwięk między zdrowiem i chorobą; to „walka wyzwolonych kobiet z męskim pragnieniem”, która mężczyzn doprowadza do rozpaczy; to dysharmonia w muzyce i dysharmonia w życiu. „Ileż to dysonansów musi rozbrzmiewać, zanim człowiek w czymkolwiek osiągnie harmonię”. Ewa Stachniak obraz epoki ubogaca niezrównanym portretem Chopina, epizodem z udziałem Ary Scheffera czy opowieściami o Balzaku.