|
28 stycznia - pierwsze w tym roku spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki.Lektura książki Wojciecha Tochmana „Dzisiaj narysujemy śmierć” to
zderzenie się z ogromną, wprost niewyobrażalną tragedią współczesnego świata.Rwanda, rok 1994 gdzie zostało zamordowanych setki tysięcy osób. Przyczną wybuchu wojny były konflikty między plemionami Hutu i Tutsi /dnia 6 kwietnia 1994 roku, około godziny dwudziestej, prezydenci Ruandy i Burundi, obaj pochodzący z plemienia Hutu, zginęli w katastrofie lotniczej w Kigali/. Ogrom tej tragedii, nad którą nie można przejść do porządku dziennego, poznajemy i zapisujemy w pamięci poprzez losy konkretnych osób /rodziców, braci, sióstr, sąsiadów i znajomych/ które przedstawia Tochman - jest on jednym z bohaterów swojej opowieści, przewodnikiem, towarzyszącym swoim bohaterom w rzeczywistych i wyobrażonych podróżach. Zło staje się jeszcze bardziej dramatyczne poprzez zatracenie swojej anonimowości.
Bardzo wyraźnie zarysowuje Tochman kwestię odpowiedzialności „cywilizacji” Europejczyków którzy w Rwandzie zasiali „ziarno” będące źródłem tragedii, którzy nic nie zrobili by to ludobójstwo zatrzymać, nie pomogli w powstrzymaniu zasianej nienawiści.
Tochman zajmuje stanowisko, nie jest bezstronny w swoich sądach i komentarzach, nikomu nie udziela lekcji,
zadaje wiele pytań na które nie odpowiada wprost, zostawia je swoim czytelnikom.Sami musimy sobie na nie odpowiedzieć. Istotne jest to: co zostaje w nas po przeczytaniu tej książki i co z tym dalej zrobimy?
DKK Filia Nr4 MBP
w Jarosławiu
Alina Hamkało
Wojciech Tochman: Dzisiaj narysujemy śmierć - rec.
Zastanawiam się, od czego zacząć recenzję najnowszej z książek omawianych w naszym jarosławskim Dyskusyjnym Klubie Książki.
Chciałabym opowiedzieć o niej szczerze, niebanalnie, unikając "okrągłych", referatowych sformułowań. Chciałabym ustrzec się banału i wielkich słów, a jednocześnie przedstawić ją w sposób osobisty, ukazując, jak bardzo jestem tą lekturą poruszona. Pomimo iż nie jest to pierwsza tego rodzaju publikacja, z jaką przyszło mi się zetknąć.
Nie wiem, czy to dobrze, że taka pozycja jak "Medaliony" Nałkowskiej trafiła w moje ręce, gdy miałam 11 lat (za sprawą nauczycielki zresztą). Nie wiem, czy dobrze o mnie świadczy, że temat, choć okrutny, stał mi się w pewnym sensie bliski i choć "przeżywam" każdą książkę o Holokauście czy zbrodniach UPA, to przecież je czytam. I nie wiem, czy to w porządku, że potrafię potem spać spokojnie.
Oprócz "Medalionów" w dzieciństwie wyszperałam w pewnej szafie "Dzieci Warszawy" Marii Zarębińskiej. Ta wojenna powieść o dzieciach pomagających prześladowanemu żydowskiemu koledze wywarła na mnie piętno na całe życie. Przybliżyła mi "te sprawy" i wyczuliła na nie.
Swoje zrobiło też to, że jestem z pokolenia, w którego pamięci II wojna światowa jeszcze jest dość żywa. Doświadczyli jej nasi dziadkowie, a nawet starsi rodzice.
O tym, do czego prowadzą podziały między ludźmi, naczytałam się i nasłuchałam naprawdę niemało. A jednak (a może dlatego?) wciąż trudno mi się pogodzić z tym, że nie dla wszystkich oczywiste jest, że "pod słońcem Twoim nie masz Greczyna ani Żyda" (Julian Tuwim: "Kwiaty polskie").
Kiedy Pani Alina opiekująca się naszym klubem podsunęła mi "Dzisiaj narysujemy śmierć" Wojciecha Tochmana, wiedziałam, że tę książkę przeczytam. I przeczytałam - jednym tchem, a wręcz bez tchu. Pierwszy raz w życiu ukrywając lekturę przed własnym, potrafiącym już czytać dzieckiem.
Konflikt plemienny i ludobójstwo 1994 r. w Rwandzie, bo tego dotyczy reportaż, w gruncie rzeczy nie były mi znane (wstyd się przyznać!). Zupełnie co innego było mi w głowie, gdy miałam 18 lat, niż śledzenie tych strasznych wydarzeń. Potem "coś, gdzieś" słyszałam, ale nie zgłębiałam tematu. Dopiero Tochman uświadomił mi całą jego grozę.
Jego narracja w "Dzisiaj narysujemy śmierć" jest oszczędna, prawie autora nie dostrzegamy. Mówią tu fakty, ich uczestnicy i naoczni świadkowie - jak to zwykle w reportażu.
Głos mają ofiary masakry, które do dziś nie mogą poradzić sobie z traumą, z pamięcią o tym, co przyszło im przeżyć. Wypowiadają się również ich prześladowcy osądzani po latach za swoje zbrodnie, odsiadujący wyroki w przepełnionych więzieniach i nierzadko zżerani przez wyrzuty sumienia. Wiele dowiadujemy się od pracujących w Rwandzie lekarzy, terapeutów, których wciąż za mało, wobec ogromu powojennego cierpienia. Poznajemy konflikt między Tutsi i Hutu również z punktu widzenia misjonarzy katolickich, których postępowanie wobec prześladowanych nie zawsze zasługiwało na miano chrześcijańskiego miłosierdzia (choć i o takich mowa) i których dziś "prawda w oczy kole", oraz żołnierzy misji pokojowych ONZ, które niedostatecznie wywiązały się ze swojej roli.
Podobnie jak w przypadku zagłady Żydów w ostatniej wojnie, rodzi się pytanie: gdzie był wtedy cały świat? Czemu milczał? Czemu na to wszystko pozwolił? Tochman przekonująco i przystępnie uświadamia, że winę za rwandyjski konflikt przynajmniej częściowo ponoszą biali: Europejczycy, Amerykanie, którzy ze zwalczania się wrogich plemion czerpali korzyści. Wzajemne antagonizmy i różnice wśród plemion Hutu i Tutsi, początkowo niezbyt znaczące, biały człowiek umiejętnie podsycał. Prawdą znaną nie od dziś jest fakt, że wojna to dochodowy interes, zazwyczaj starannie planowany i organizowany przez "zainteresowanych".
Mogłabym jeszcze długo streszczać ten niewielki objętością, ale naładowany treścią tomik. Mogłabym rozwodzić się nad zawiłościami ludzkiej natury, która objawia całą swoją różnorodność w ekstremalnych sytuacjach. Mogłabym wraz z Tochmanem piętnować ludzką obłudę (postawa księży w Gicondo!), rozwodzić się nad okrucieństwem, a także nakreślać sytuację geopolityczną Rwandy... Ale to wszystko zrobił już autor w "Dzisiaj narysujemy śmierć".
Jest to trudna lektura. Drastyczna, mocna, wstrząsająca... ale szalenie potrzebna i wciąż aktualna, bo "zmieniają się tylko punkty na mapie cierpień świata" (Antonina Krzysztoń).
Marta Jodłowska-Hanasiewicz
DKK Jarosław