|
Wspominanie Bieszczad
Za sprawą Dyskusyjnego Klubu Książki, 26 czerwca br., w leskiej Bibliotece odbyło się niezwykle frapujące spotkanie. Klub skupia w swym kręgu czytelników z Leska i okolic i w ramach swojej działalnością kładzie nacisk m.in. na promowanie nowości księgarskich dotyczących Bieszczad i szeroko pojętej literatury polskiej tyczącej nie tylko Bieszczadów.
W to czerwcowe popołudnie bohaterem spotkania był Pan Krzysztof Potaczała, autor książki Pt.” Bieszczady w PRL-u”.
Na wstępie pisarz został niezwykle ciepło przywitany przez Panią Ewę Baranowską- dyrektor miejscowej biblioteki, która barwnie i niemal poetycko nakreśliła sylwetkę i dorobek wspomnianego autora, od strony jego działalności literackiej.
Po kilku zdaniach autora na temat pracy warsztatowej nad książką, uczestnicy spotkania z werwą i zainteresowaniem przystąpili do zadawania pytań, na które Pan Krzysztof wyczerpująco odpowiadał i w zasadzie każde kolejne pytanie automatycznie „rodziło” przyczynek do poruszania kolejnych kwestii związanych z tą nową pozycją wydawniczą. Książka ukazała się nakładem miejscowego Wydawnictwa „ Bosz”.
Dyskusja uczestników spotkania, którzy licznie wypełnili salę czytelni, z autorem, niekiedy odbiegała od meritum. Czytelnicy wyrażali uzasadniony żal, że media ogólnopolskie, prasa i telewizja w sposób tendencyjny przedstawiają Bieszczady jako zaściankowy region Polski i „pustynię” kulturalną, co naturalnie jest kłamliwym uproszczeniem i nagminnym stereotypem. Dosadnie przeczy temu chociażby działalność leskiej biblioteki.
Pomimo wspomnianych uwag spotkanie odbywało się w bardzo przyjacielskiej atmosferze i zostało okraszone poczęstunkiem w postaci wybornej kawy, herbaty i wypieków cukierniczych bibliotekarki Joanny, które cieszyły się sporym powodzeniem!
Oczywiście po spotkaniu z pisarzem można było nabyć po cenach promocyjnych jego książkę i naturalnie skorzystać z jego obecności i poprosić autora o autograf, dedykację czy wspólną fotografię, na co bohater spotkania chętnie się zgadzał. Wszak słowo pisane wśród „ klubowiczów” w dalszym ciągu ma wielką wartość i jest prawdziwym sposobem na życie leskich czytelników.
Można z całą pewnością powiedzieć, że każde spotkanie, które organizuje Dyskusyjny Klub Książki w Lesku jest w swej wymowie interesujące i niepowtarzalne i z czasem, po latach działalności zaczyna otaczać go nimb „kultowości”
Remigiusz Ogonowski
Często słyszmy, „a co tam Bieszczady, tu się nic nie uda i nie udało” i w zasadzie smakując codzienność, niejeden mieszkaniec Bieszczad staje się poplecznikiem tego sposobu myślenia, gdy tymczasem na rynku księgarskim ukazuje się książka Krzysztofa Potaczały „Bieszczady w PRL-u”, która wskazuje, że takie myślenie jest, co najmniej błędne i na wskroś fałszywe. Autor wspomnianej książki zabiera nas wraz z bohaterami jego reportaży w podróż w czasie, w Bieszczady dzikie i niedostępne a co za tym idzie, niezwykle ciekawe i frapujące.
Podczas czytania nasuwa się pewna analogia, naturalnie nie dosłowna - „przecież ja to widziałem w westernach!” Nigdy nie lubiłem, gdy ziemia bieszczadzka była porównywana do „ Dzikiego Zachodu”, „ made in Hollywood”, ale na kartach reportaży nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to pionierskie zdobywanie Bieszczad w diametralnie innym systemie gospodarczo - politycznym, jakoś w zasadzie nie wiadomo skąd, jest spójne z zasiedlaniem ziem północnej Ameryki. Przecież każde westernowe miasteczko miało szeryfa i Bieszczady miały również super-szeryfa, co prawda o zupełnie innej postawie moralnej, niż postacie kreowane przez Johna Wayne, ale jak na ironię losu obaj mieli ten sam pseudonim -„ Książę”. Tyle, że realna władza płk. Doskoczyńskiego była znacznie większa, żeby nie powiedzieć równa królom czy carom. Ale autor nie „zamknął” swych reportaży w gabinetach notabli z „najwyższego szczebla”, jak się wówczas zwykło mówić, tylko bardziej pochylił się i sposób niezwykle dokładny opisał „lekkim” piórem, trud zwyczajnych ludzi, niekiedy prostych i ich niemal katorżniczą pracę. Co prawda sowicie opłaconą, ale niosącą za sobą sporo wyrzeczeń,( np. rozłąka z rodziną lub zmaganie z trudnym klimatem), mającą na celu przywrócenia Bieszczad do stanu „używalności”, poprzez budowę dróg i obiektów urbanistycznych.
Czytając „Bieszczady w PRL-u” uczestniczmy pośrednio w pasjonujących polowaniach, poznajemy niezwykłych ludzi o takiej profesji jak „zaklinacz węży” czy też ludzi, których życiowe drogi postanowiła pokrzyżować władza ludowa. Paradoksalnie, ci życiowi „rozbitkowie” krzepli pod okiem dygnitarzy PRL-u na trudnej, lecz przyjaznej ziemi bieszczadzkiej. Jedni w góralskich szałasach, drudzy w zaciszu „komnat” rządowych ośrodków wypoczynkowych.
Uważam, że książka jest interesująca nie tylko dla mieszkańców tej ziemi, bo PRL miał podobną twarz w całej Polsce, tylko że ten rodem z Bieszczad niekiedy w kąciku oka miał łzę i grymas spowodowany trudną historią, z którą zdolnemu pisarzowi wytrawnie udało się zapoznać czytelnika.
Ale za największy atut książki należy uznać to, że napisana została zgodnie z prawdą o minionym czasie. Tym bardziej jest to cenne, że niekiedy nam dzisiaj tej prawdy brakuje, jak chleba w codziennym życiu, oczywiście coraz rzadziej, ale to czasem doskwiera.
Remigiusz Ogonowski