|
Tematem majowego spotkania DKK była książka Sarach Lark pt. „W krainie białych obłoków‘’.
Akcja książki rozpoczyna się w połowie 19 wieku w Anglii, a następnie przenosi się wraz z bohaterami, a właściwie bohaterkami na daleką nieznaną im wyspę Nową Zelandię.
Dwie młode kobiety zdecydowały się na rejs niestety bezpowrotny, aby tam właśnie rozpocząć nowe życie u boku mężczyzn których nie znają . Jedna z nich jest zaręczona z synem tzw. „owczego barona ‘’, natomiast druga była guwernantka odpowiada na anons matrymonialny pewnego farmera. Każda z nich swój los związała z krainą którą wyobrażała sobie jako raj , a przyszłych mężów jako dobrych ludzi. Los jednak jak to los nie oszczędził im rozczarowań. Jednym słowem jest to opowieść o miłości , nienawiści , zdradzie zaufaniu o dwóch rodzinach których los ze sobą połączył. Opowiadając o bohaterach i ich losach nie można zapomnieć o opisach przyrody. Sarach Lark opisuje ich piękno jako dziewicze i nie naruszone ręką człowieka. W jej powieści spotkać można również lud Maorysów zamieszkujący te tereny , który jako pierwszy się tu osiedlił . Aby dowiedzieć się coś więcej o tym kraju oglądnęliśmy bardzo ciekawą przygotowaną przez panie bibliotekarki projekcję o dzisiejszej Nowej Zelandii inaczej kraju Długiej Białej Chmury - stąd też wzięła się nazwa książki . Mogliśmy dzięki temu również trochę porównać jak dużo się zmieniło w tym kraju od czasu pierwszych osadników. Zmieniło się na pewno to iż niestety wzrosła liczba ludności - obecnie mieszka tam ok. 4mln obywateli różnych narodowości, zmieniła się przez to też kultura i religia . Jeśli chodzi o politykę w 1856 r. Nowa Zelandia miała własny rząd w ramach brytyjskiej kolonii, a w 1907 została niepodległym państwem. Pozostał gubernator generalny jako przedstawiciel królowej to się nie zmieniło , nie zmieniła się również gospodarka, ponieważ tak jak wtedy przeważa tam hodowla owiec oraz bydła (a teraz ciekawostka - na 1 mieszkańca Nowej Zelandii przypada przeciętnie 16 sztuk owiec , co oznacza że przewyższają nawet liczbę ludności). Nie zmieniła się również przyroda która jak i w powieści tak i w załączonych slajdach urzeka swoim pięknem , kolorem różnorakiej flory i fauny ,cudownych wzgórz i gór oraz bogactwem gorących źródeł . Następną ciekawostką i to nie ostatnią bo zapewne jest ich jeszcze więcej jest to ,że w tym pięknym kraju nie spotykane są takie zjawiska współczesnego świata jak biurokracja , korupcja , wyścig szczurów czyli można powiedzieć , że to kraj bez wad, prawie idealny aby tam zamieszkać, lub choćby go odwiedzić. Muszę tu dodać, że po oglądnięciu projekcji nastąpiła bardzo żywa dyskusja na ten temat i panie bardzo chętnie na następną naszą letnią wycieczkę wybrały by się właśnie tam . Jeśli chodzi o książkę większa część dyskusji opierała się jednak na opisach przyrody. Mnie się książka bardzo podobała ponieważ lubię romantyczne powieści z elementami pięknej przyrody jedyne co chciałabym dodać to, że za mało dowiedziałam się o Maorysach i ich kulturze , ale chętnie polecam lekturę, gdyż dobrze i szybko się ją czyta.
Urszula Borowiec DKK Lubenia
Członkostwo w Dyskusyjnym Klubie Książek zobowiązuje do czytania książek, które potem są maglowane, oceniane, dokładnie obgadywane... Stąd obecność tej książki w moich dłoniach. Sama (rzekłabym - dobrowolnie) nie sięgnęłabym po tą powieść ot tak. Nie jest to bowiem gatunek powieści z tych, jakie uwielbiam i w jakich się zaczytuję po uszy.
Jednakże muszę stwierdzić, że książka jest ciekawa. Napisana łatwym językiem (często zbyt dużo opisów dotyczących wypasu owiec, ich strzyżenia i chowu) oraz zaskakuje samym pomysłem fabuły autorki. Mamy 1852 rok oraz dwie młode kobietki, które chcąc zacząć nowe, lepsze życie wyruszają w nieznane - do Nowej Zelandii. Poznają się na statku, co sprawia, że ich przyjaźń trwa i trwa. Nowy kraj jednak nie należy do raju na ziemi. Helen trafia w łapska Howarda, popijającego bankruta zrujnowanej niemalże farmy. Gwyneira zaś trafia do posiadłości "owczego barona" i wychodzi za mąż za jego syna Lucasa, który nie jest w stanie spłodzić dziedzica fortuny. Losy tych kobiet stanowią osnowę powieści, do której należy dodać wiele pobocznych postaci oraz ich wzajemnych koligacji oraz miast i miasteczek, w których te osoby na siebie trafiają. I to jest nieco irytujące w tej powieści, że jak Nowa Zelandia jest długa i szeroka, tak nagle w tej książce odnosi się wrażenie, że jest mała jak Luksemburg. Dwie wsie na krzyż, jedno większe miasto i połacie pól do wypasu, które i tak nie stanowią nieodkrytej krainy, bo wprawny hodowca zwierząt zna je jak własną kieszeń. Ta ciasnota przestrzeni powoduje niemalże klaustrofobię. Początkowo wierzymy w zbieg okoliczności, ale po kolejnym i kolejnym wiarygodność traci na wartości. Wiadomo potem, że prędzej czy później ktoś się z kimś spotka, ktoś się na kogoś napatoczy lub po prostu wlezie na kogoś kogo akurat pilnie poszukuje. Banał. Jednak oceniają całość powieści stwierdzam, że jest ona miłą literaturą dla kobiet w szczególności. Lekka, przyjemna, nie zmuszająca do głębokich analiz. Autorka narzuciła swoim bohaterkom cierpiętnicze życie, które jest ich karmą i mimo krótkotrwałych radości, smutek i samotność otacza te kobiety jak welon, jak biały obłok.
Agnieszka Kusiak DKK Lubenia