Małgorzata Gutowskowska-Adamczyk: "Mariola moje krople..."
23-10-2012
Co robić w długie jesienne wieczory? Czytelniczki z DKK w Bibliotece Publicznej w Lutoryżu mają na to sposób – dobra książka oraz rozmowa w miłym towarzystwie. 19 października odbyło się kolejne spotkanie naszego Klubu. Tematem dyskusji była książka Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk „Mariola, moje krople…”. Jest to zabawna powieść obyczajowa, która zabiera czytelników w czasy PRL-u. Akcja rozpoczyna się 17 listopada 1981 roku a kończy 13 grudnia 1981 roku (w dniu ogłoszenia stanu wojennego). Toczy się w jednym miejscu, w prowincjonalnym Teatrze Miejskim gdzieś niedaleko Wrocławia, którego dyrektorem jest Jan Zbytek. Młody reżyser przybyły z samej stolicy – Jarosław Biegalski, przygotowuje premierę „Horsztyńskiego” Juliusza Słowackiego. Premiera została zaplanowana na 12 grudnia 1981 roku. Na ten sam dzień przypadło też zakończenie manewrów „Sojuz 81” i trzeba było jakoś uczcić wizytę radzieckich towarzyszy. Ludwik Martel, pierwszy sekretarz komitetu powiatowego PZPR, postanowił zaprosić gości do teatru. Próby „Horsztyńskiego” zostały przerwane, gdyż według niego ta sztuka nie była odpowiednia dla radzieckiej delegacji. Wymyślił, że dla gości wystawi się „Strip-tease” Mrożka, licząc na dobrą zabawę i rozbierane sceny.
Wydawałoby się, że teatr to miejsce, w którym wyłącznie odbywają się próby i przedstawienia. Nic bardziej mylnego. W teatrze dosłownie wrze. W piwnicy pędzi się bimber, w teatralnej kotłowni hoduje się świnię, wpada kontrola z delegatury NIK, pierwszy sekretarz komitetu PZPR, ksiądz … Jakby tego było mało, w teatrze pojawiła się Magda, córka bufetowej – działaczka Solidarności by ukryć tam powielacz ulotek. Wszystko to przyprawia dyrektora teatru Jana Zbytka o palpitacje serca, dlatego często woła: „Mariola, moje krople…”
Książka Gutowskiej-Adamczyk została napisana lekkim językiem. Prawie nie ma w niej opisów, przeważają zabawne dialogi. Brak charakterystyki postaci, jednak dzięki temu, że autorka nadała swoim głównym bohaterom takie a nie inne nazwiska, np.: dyrektor teatru – Zbytek, reżyser – Biegalski, aktorka – Latałła, szef teatralnej Solidarności – Mizerak, bufetowa – Podpuszczka, palacz – Chmurny, pierwszy sekretarz komitetu PZPR – Martel (z niemieckiego „Młot”), itd., możemy sobie wyobrazić jakie cechy charakteru posiadają.
W książce jest mnóstwo postaci, mnóstwo zwrotów akcji, pomyłek, zabawnych sytuacji, a jednak czegoś jej brak. Tak naprawdę brak jej fabuły. Jedna z czytelniczek stwierdziła, że książka przypomina scenariusz filmowy. Czytelniczki, które wcześniej poznały losy bohaterów „Cukierni Pod Amorem”, czuły się nieco zawiedzione po lekturze „Mariola, moje krople…”
Na korzyść książki przemawiają zabawne dialogi i komizm sytuacyjny. Trzeba też przyznać, że powieść doskonale oddaje atmosferę tamtych lat. Skłoniła nas do wspomnień na temat czasów PRL-u, a w szczególności jego absurdów, znanych jednym klubowiczkom z autopsji , innym głównie z opowiadań rodziców i na naszym spotkaniu zrobiło się bardzo wesoło.
Urszula Knutel