Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie

Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie

samorządowa instytucja kultury Województwa Podkarpackiego i Miasta Rzeszowa

Provincial and City Public Library in Rzeszow

municipal culture institution of Podkarpacie Province and City of Rzeszow

Воєводська і Міська Cуспільна Бібліотека у Жешові

PODKARPACKIE - przestrzeń otwarta

Licznik odwiedzin

Stronę odwiedzono:
26853616 razy

Rzeszów - stolica innowacji

Kultura w Rzeszowie

Pogoda

ZOBACZ TAKŻE:

 

Współpraca z

Współpraca z

 

 

 

Pogoda

Swiat Pogody .pl

Współpraca z

Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa 2.0

 


 


Kierunek Interwencji 1.1. Zakup i zdalny dostęp do nowości wydawniczych ze środków finansowych Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego

Współpraca z

Współpraca zwww

ZAKUP NOWOŚCI

 

 


Zakup nowości wydawniczych w 2019 r. realizowany jest ze środków finansowych Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa

Współpraca z

SBP

DKK

Logowanie do SOWA2

 

Przeszłość w pamiątkach ukryta

Academica - Cyfrowa Biblioteka Publikacji Naukowych

System informacji prawnej Legalis

Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich

Zapytaj bibliotekarza

 

DKK w Nowej Sarzynie

Jose Saramago: "Wszystkie imiona'

20-09-2013

 W dniu 12 września odbyło się kolejne spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki w Nowej Sarzynie. Uczestniczyło w nim ośmioro klubowiczów oraz pracownicy biblioteki. Omawiana była książka „Wszystkie imiona” portugalskiego pisarza Jose Saramago, laureata literackiej Nagrody Nobla. Akcja powieści, jeśli można użyć tego określenia, toczy się w Archiwum Głównym Stanu Cywilnego, osadzonym w bliżej nieokreślonej rzeczywistości. Archiwum jest ogromnym labiryntem, po którym należy się poruszać rozwijając za sobą sznurek. Każdy człowiek ma tam swoją kartotekę. Kartoteki żywych są przechowywane w jednej , zaś zmarłych w drugiej części archiwum. Bohater, pan Jose jest szeregowym pracownikiem, bardzo zdyscyplinowanym, znającym swoje miejsce w szeregu. Praktycznie nie ma życia prywatnego, jedyną rozrywką jest zbieranie artykułów prasowych o znanych osobach. Nagle trafia na kartotekę nieznajomej kobiety i łamiąc wszelkie zasady, a nawet prawo rozpoczyna szaleńcze poszukiwania, które kończą się na cmentarzu. Książka klimatem nawiązuje do kafkowskiego „Procesu”. Według niektórych recenzentów motyw labiryntu jest „wzięty” z Borgresa .
Dyskusja była gorąca..Oto kilka wypowiedzi:.

- Archiwum to alegoria systemu , który przytłacza swoją przewidywalnością, uporządkowaniem, a jednocześnie bezsensem. Wszyscy jesteśmy podporządkowani i stosujemy się do zasad, każdy z nas ma swoją rolę, na swój sposób szuka jednak życia poza strukturami. Na pozór chcemy być porządnymi „ urzędnikami”, jednak życie nam się wymyka. Bohater – niby poukładany, a stać go na szalone czyny. Archiwum dzieli się na akta żywych i umarłych. W pewnym momencie kustosz twierdzi ,że jest to zły podział, że akta powinny być razem. Oznacza to, że umarli są cały czas z nami, poprzez to pozostawili po sobie na ziemi, poprzez pamięć o nich. Gdy bohater odgaduje grób poszukiwanej przez siebie kobiety, pojawia się pasterz ze stadem owiec i wyjawia, że dopóki rodzina nie zrobi nagrobka, każdy grób ma swój numer, a on te numery zamienia. Po co to robi? Kim jest pasterz?

- Pasterz to Chrystus, który jest obecny przy umieraniu i przy każdym świeżym grobie. Zamienia numerki grobów, bo nie ma znaczenia gdzie leżą czyje szczątki. Nasze miejsce na ziemi jest wyznaczone, ale nikt nie wie gdzie jesteśmy po śmierci. Cmentarz to miejsce dla żywych.

- Czy po śmierci człowiek będzie zajmował takie samo miejsce, jak w życiu. Człowiek skromny może być wywyższony i odwrotnie

- Tytuł- kontrastuje z treścią książki. Nie ma imion, nie ma twarzy. Istoty bez twarzy można sobie jedynie wyobrazić. Nie ma spotkania człowieka z człowiekiem. Bohater jest odczłowieczony, działa instynktownie, nie ma przemyśleń, nic nie planuje. Kustosz robi porządek, pasterz robi bałagan- autor nikogo nie ocenia. Klimat kafkowski – jak można być normalnym w nienormalnym świecie.

- Książka mi się podobała, chociaż nie do końca wiem „ co autor chciał nam powiedzieć”.

- Nie wiadomo, czy autor był do końca świadomy tego, co chciał powiedzieć. Największą wartością ksiązki jest to, że każdy może dopatrzeć się w niej czegoś innego. Autor prowokuje czytelnika do refleksji.

- Książka to studium obłędu. Bohater dostrzega rzeczy, których nie widzi i na które nie zdobyłby się przeciętny człowiek.


Na ostatnim spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki. omawiana była książka portugalskiego pisarza Jose Saramago, laureata literackiej Nagrody Nobla „Wszystkie imiona”, która budziła wśród dyskutantów wiele emocji. Najbliższe moim przemyśleniom było stwierdzenie jednego z klubowiczów, że jest to studium obłędu. Nawiązał do „ Obłędu” Jerzego Krzystonia, uznawanego za jednego z najlepszych pisarzy polskich lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia.
Krzysztonia czytałam grubo ponad dwadzieścia lat temu, nie pamiętam szczegółów, przytoczę więc dwa fragmenty dyskusji, którą znalazłam na portalu „ Biblionetka”. Użytkownik Farary pisze: I ta książka boli, bo jej znaczna część zawiera urojenia, chwilami piękne poetycko, chwilami intrygujące filozoficznie, ale zawsze bez składu, zawsze dla zwykłego człowieka nic nie warte, bo wypowiedziane przez wariata, wysnute z urojonych przesłanek. I czyta się to, jak słucha się monologu szaleńca, najpierw z zaciekawieniem, potem poprzez upartą powtarzalność motywów z coraz większym znużeniem, z żalem w sercu, że ten człowiek, tak inteligentny, marnuje swoją erudycję na snucie idiotycznych teorii. Cóż zrobić? Można chwilowo się wyłączyć, pobieżnie przerzucić kilka stron, tak jak pobieżnie słucha się wariata, nie zawsze rozumiejąc, co ma na myśli, ale zawsze czując na sobie jego wzrok. Cały czas jego obecność wywiera wrażenie, może to błysk oczu, może zapał głoszonych teorii, może iskierka szaleństwa, tląca się też w duszy każdego zdrowego człowieka?...
Dla mnie osobiście najciekawsza okazała się część trzecia, etap powolnego przełamywania własnych obłędnych imaginacji… Można pojąć, jak bardzo prawdziwy był dla bohatera świat, … który lekkomyślnie nazwaliśmy bredzeniem. To rzeczywistość rodząca się w ludzkim mózgu, mająca pretensje do prawdziwości i stająca w szranki z naszą, zdrową rzeczywistością. Trudno objąć nam jeden świat, a pomyślmy, jak ciężko nosić w sobie dwa lub więcej skłócone ze sobą światy.
Użytkownik Kocio: Czuć w tym prawdziwy dramat pisany własną krwią i ludzką do cna samotną udrękę. Opisanie tego w książce to jednak znak, że udało się stanąć obok niej i nawiązać intymny kontakt z innymi ludźmi -- czytelnikami. Dlatego lektura "Obłędu" to nie czarna noc, to raczej miejsce, gdzie można doświadczyć spotkania z nagą ludzką duszą, okrytą tylko delikatną siatką słów. Daje rzadkie poczucie obcowania z czymś prawdziwym i szczerym i w tym tkwi chyba pozytywna siła tej książki.
U Saramago bohaterowi miesza się świat urojony z rzeczywistością. Jest po podkreślone przez formę powieści – dialogi niewyróżnione graficznie lecz „ zmieszane z narracją i z przemyśleniami bohatera. Sprawia to, że czytelnik nie odróżnia jego myśli od prowadzonych rozmów. W głowie kłębią mu się natrętne myśli, wyobraża sobie niesamowite wręcz i fatalne konsekwencje czynów, których zamierza dokonać. Zaczyna się bać. Właściwie przez cały czas rządzi nim strach, a jednak dokonuje rzeczy, które kiedyś wydawały mu się niewyobrażalne. Dokonuje ich, bo nie wie, co jest wytworem jego wyobraźni , a co rzeczywistością. Trwa w stanie nieustającego amoku. Przez cały czas, o czym nie wiemy, jego poczynania obserwuje szef, biurokrata, o niepodważalnych, wydawałoby się zasadach. Obserwuje i zaraża się szaleństwem. Próbuje zreformować coś, co od zawsze było takie samo, nie do podważenia, czego nikt przy zdrowych zmysłach nie odważyłby się zmienić. Na koniec daje bohaterowi przyzwolenie na dokonywanie dalszych szaleństw.
Jeszcze raz przytoczę zdanie z zamieszczonej wyżej recenzji „ Obłedu”: Trudno objąć nam jeden świat, a pomyślmy, jak ciężko nosić w sobie dwa lub więcej skłócone ze sobą światy. Dokładnie tak jest z bohaterem Saramago. Całe życie uporządkowany, podporządkowany, zdyscyplinowany i nagle tworzy sobie alternatywny świat. Te dwa światy się w nim zwalczają, dlatego nie zaznaje spokoju
U Krzysztonia bohater wychodzi z obłędu przy pomocy szpitala i leków. Fabuła osadzona jest w PRL-owskiej rzeczywistości, gdzie nie pytano chorego psychicznie czy ma ochotę się leczyć. U Saramago wszystko wskazuje na to, że obłęd bohatera będzie trwać nadal. Może nawet pośrednio doprowadzi do rewolucji, gdy jego szef zdecyduje się na reformę archiwum. Nasuwa się pytanie czy rewolucje „robią” szaleńcy.
Z „ Obłedu” zapamiętałam, chyba na zawsze, jedno zdanie: Zapomniałem ,że moja lwia dusza w spsiałej przemieszkuje powłoce. Po dokonaniu desperackiego nieudanego czynu, nawet w głowie szaleńca czasem rodzi się refleksja, że są na świecie rzeczy nie do pokonania, więc nie warto za bardzo wyrywać się przed szereg.

Grażyna Wadas
DKK Nowa Sarzyna
 

Czekałem na spotkanie

Panie José, kiedyś przeczytałem, że życie o tyle ma sens, o ile znajomi znajdą czas, żeby być na naszym pogrzebie. Niczego nie wiemy o pańskiej rodzinie, wiadomo o pokrewieństwie z Józefem K. – bohaterem pośmiertnie wydanej, wbrew woli autora, powieści. Ale, nie tylko ze względu na koligacje, okaże się pan – mam nadzieję - interesującym rozmówcą.

Dla mnie powieść José Saramago jest podejrzana, ponieważ wciąga. Zauroczony frazą (także wpisanymi bez wyróżniania w słowa narratora dialogami) wodzę na pokuszenie zdrowy rozsądek. Moją nieufność budzi też chęć podążania za głównym bohaterem w poszukiwaniu odpowiedzi. Nie znajdę ani jednej. Choć pytania będą się mnożyć. Zresztą, dlaczego powieść o labiryntach miałaby być drogowskazem?

Panie José, staram się jakoś ułożyć swoje życie, nadać mu sens (powinienem więc napisać: Jakoś) czasem krok po kroku. Coś zaplanuję, ugotuję, czegoś dowiodę i umrę. Albo umrze ktoś, kogo chciałem spotkać. Może już cokolwiek wiem, byłem w szkole, dowiedziałem się czegoś, o ile mogłem się czegoś dowiedzieć, zrobiłem wywiad środowiskowy, rozmawiałem z sufitem… Mam nawet wspomnienia. A pan?

Dojrzały mężczyzna, chciałoby się napisać, postanawia coś zmienić w swoim monotonnym życiu i zaczyna zajmować się życiem innych, może powinienem napisać: Innych. To sławni ludzie – będzie gromadził o nich informacje. Po drodze mu w tym z tym, co robi w pracy – jest bowiem pracownikiem Archiwum Głównego Akt Stanu Cywilnego. W tej instytucji żywi są cokolwiek bliżej pracujących, martwi na „supercienkich kartonikach” oddalają się w głąb – razem z wciąż przesuwaną tylną ścianą budynku. To tradycyjne archiwum, nie mruczą tu serwery. Sama instytucja przypomina koszmarną grzybnię wysysającą soki z żywych i… I z umarłych zapewne też.

Panie José, przekroczył pan pięćdziesiątkę, żyje pan spokojnie, może powinienem napisać: żył pan spokojnie pod presją w rodzaju „co ludzie pomyślą”, oddawał się pan dziwnemu w tym wieku hobby, o ile się nie mylę, to nastolatki zbierają tego rodzaju wycinki z życiorysów, i mam uwierzyć, że zawdzięcza pan tak istotną zmianę karteluszce?! Bo się przykleiła i zwróciła pańską uwagę?

Wszystkie imiona to powieść o przypadku. Albo: to jest powieść o braku przypadku w naszym życiu. Nieistotny – mogłoby się wydawać – szczegół ma wpływ na resztę życia, podejmowane decyzje, spotkania z ludźmi. Gdzie tu więc miejsce na przypadkowość? Realia świata przedstawionego i jakiś senny obłęd jednocześnie. Kluczem do odczytania powieści staje się metafora, o naturze której decyduje wciąż żywe, zmieniające się znaczenie.

Panie José, metafora wydaje się odgrywać najistotniejszą rolę w pańskim życiu., z czego wnioskuję, że blisko panu do Borgesa, który mówił, że najlepsze są najprostsze metafory, życie jako droga, labirynt… Ale, czy to jest rzeczywiście najlepszy sposób „wyjaśnienia istoty rzeczy”?

- Tak, bo innego nie mamy.- Zdaje się pan mówić w swojej powieści.

No właśnie, czy nie mamy? Pańskie imię… Pasterz panu, kancelisto José, nikogo nie przypomina? Bodajże tylko on zna wszystkie imiona, tych z labiryntu i spoza niego. W pańskim świecie nie ma muzyki ani miłości. Nikomu – proszę mi wybaczyć to określenie – pan się nie ofiaruje. Rodzi się więc pytanie, czy pan żyje. Obawiam się, że nie muszę szukać czasu, żeby uczestniczyć w pańskim pogrzebie. Chyba, że chodzi o mój.

Dariusz Żak
DKK w Nowej Sarzynie


 

Redakcja witryny:
E-mail:

Copyright 2009 WiMBP Rzeszów.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Ideo Realizacja:
CMS Edito Powered by: