Stronę odwiedzono:
26850753 razy
„Powinieneś wiedzieć, że ludzkie serce musi być wielkie i musi w nim być miejsce na wszystko, co człowiek lubi.”
25 września 2013 r. spotkaliśmy się w naszej bibliotece w Osieku Jasielskim w odmienionym składzie, ponieważ dołączyło do dyskusji o książkach spore grono gimnazjalnych pierwszoklasistów. Rozmawialiśmy o książce niezwykłej, o historii Zeze – chłopcu, który musiał za szybko dorosnąć. Wcale tego nie chciał, a na pewno nie pragnęła tego jego dusza, w której śpiewał głośno ptak. Cóż z tego, skoro nikt z otoczenie nie mógł usłyszeć „tekstu piosenki”. Wówczas powiernikiem wszelkich sekretów, marzeń, nadziei i pragnień stało się tytułowe drzewko pomarańczowe.
„Moje drzewko pomarańczowe” autorstwa brazylijskiego pisarza Josefa Mauro de Vasconcelosa jest utworem opartym na motywach autobiografii. Główny bohater, który zdobył niezwykłą sympatię wśród naszych czytelników, pochodził z biednej rodziny. Ojciec był bezrobotny, matka mnóstwo czasu spędzała w fabryce, a rodzeństwo musiało pomagać w domu i chodzić do pracy. Nawet pięcioletni Zeze czyścił buty przechodniom na ulicy, aby też zarobić parę reali. Chłopiec był bardzo zdolny, wrażliwy, czuły i szczery. Cieszył się, kiedy mógł pomóc, podzielić się z innymi. Niestety, zbyt często na jego drobnym ciele widoczne były znaki pobicia. Kolejne razy zadawane przez domowników, a zwłaszcza przez ojca, zapisywały trwałe ślady nie tylko na ciele, ale i w psychice dziecka. „Bo ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce…”
Zeze psocił, ale czy zasługiwał na tak okrutne traktowanie? Na pewno NIE – zgodnie orzekli wszyscy klubowicze.
Kiedy wreszcie udało mu się poznać przyjaciela – człowieka, któremu zaufał, który chłopcu stworzył lepszy świat, nie tylko wyimaginowany, ale realny, kiedy wydawało się, że nareszcie narodził się w święta dla niego Jezus, kiedy poczuł się szczęśliwy… przyszedł szybciutko niesamowity cios. Manuel Valadares „Portugal” – taksówkarz, który zaopiekował się Zeze, zginął tragicznie pod kołami pociągu. Znów ból, wielka tęsknota, tygodnie choroby, na którą nie było lekarstwa ( „Nie ma leku na zranione serce” – zauważył ktoś rozsądnie). Życie toczy się dalej i tak stało się z naszym bohaterem. Nauczył on młodych czytelników pokory, cierpliwości w pokonywaniu przeciwności losu i wiary w sens marzeń, nawet całkiem nierealnych, odległych, ale naszych, własnych. Nikt nie ma prawa ich skraść!
Zofia Ciomcia