Stronę odwiedzono:
26852404 razy
W kolejnym spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki, które odbyło się 25 listopada uczestniczyło trzynaście osób. Dołączyło do nas, na razie na próbę, troje uczestników spotkania z pisarzem i podróżnikiem Hubertem Klimko-Dobrzanieckim, które miało miejsce tydzień wcześniej.
Tym razem omawiana była powieść Zadi Smith zatytułowana Londyn NW. Autorka, jak czytamy na okładce, to jedno z najsłynniejszych nazwisk współczesnej literatury. Ma za sobą trzy powieści, z czego jedna ,,Białe zęby” została nagrodzona Whitbread First Novel Award, zaś za książkę ,,O pięknie” była laureatką ,,Somerset Maugham Award” oraz nominowana do Nagrody Bookera.Zdecydowanie i bez zastrzeżeń książka podobała się trójce klubowiczów.
Oto kilka wypowiedzi:
Londyn NW to kod pocztowy północno zachodniej części miasta, gdzie wychowali się bohaterowie. Jest ich czworo. Wywodzą się z rodzin emigrantów. Chodzili do tej samej klasy. Ich drogi się rozeszły, by potem niespodziewanie się skrzyżować. Każdy miał jakieś aspiracje, marzenia, które zweryfikowało życie.
Londyn NW zamieszkują emigranci i ich potomkowie. Tylko co piąty mieszkaniec miasta jest Anglikiem. Reszta to emigranci. Ich ideologia to rozrywka, przez co życie staje się zbanalizowane
Dramat ludzi, którzy mają aspiracje, a nie mogą ich spełnić. Meczą się w życiu, bo Londyn bardzo męczy. Jest miastem robotniczym. Jego rytm można porównać do rytmu Śląska.
Bohaterowie nie mają problemu związanego z kolorem skóry. Problem etniczny nie istnieje. Istnieje natomiast problem związany z klasowością. Bohaterowie pragną żyć inaczej, lecz jest w nich bagaż, który nie pozwala się wyrwać. Manifestują własną autentyczność.
Ludzie z korzeniami wydarci z tradycji.. Powtarzają czynności, które są nudne. Nic się nie dzieje. Chodzą, śpią , wstają - bełkot bez celu. Dla nich wartością stała się wygoda i poczucie bezpieczeństwa. Nie zaryzykują bliższych więzi, bo to zobowiązuje. Obojętni, zero empatii. Wszystko jest udawane. Środowisko emigrantów w Londynie zabija wrażliwość. Ludzkie zwierzę z poszukiwaniu jedzenia i schronienia szuka ludzkiego zwierzęcia płci przeciwnej, aby zapewniło mu potomstwo i pozostało z nim do czasu, aż samodzielne przetrwanie wzmiankowanego potomstwa stanie się możliwe.
Akcja Londynu NW Zadie Smith toczy się w jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast Unii Europejskiej. Czy zanieczyszczenie miasta ma w powieści jakieś znaczenie? Nie wiem. Nie mogłem się jednak oprzeć wrażeniu, że nad bohaterami unosi się jakiś rodzaj smogu, który osiada też na czytelniku. Może stąd uczucie duszenia się. Jeśli jednak zaufa się językowi (styl prozy odpowiada stylowi życia bohaterów), rwanej frazie, złapie się jej rytm, złapie się oddech. Jest przynajmniej na to jakaś szansa. (Autorka zarabiała na życie śpiewając jazz…).
Zawiedzie się ten, kto oczekuje, że wybierze się z czwórką bohaterów na spacer po stolicy z bedekerem w ręku. Raczej trzeba się liczyć z nieprzytomnym biegiem po jej północno – zachodniej części (stąd w tytule skrót NW) zamieszkanej przez ludność afrokaraibską i irlandzkich emigrantów.
Keisha, Leah, Felix i Nathan – kiedyś uczniowie tej samej szkoły, teraz zagubieni trzydziestolatkowie, walczący bardziej o zachowanie pozorów, niż o siebie, o integralność swych wyborów. Wyjątkiem jest Nathan. Uzależnienie zwalnia go z obydwu obowiązków. Keisha wprawdzie zrobiła karierę, ale zupełnie nie potrafi odnaleźć się w świecie, do którego aspirowała. Felix nie jest dzieckiem szczęścia, a Leah ma pięknego męża. Tylko.
Samotność bohaterów jest dojmująca. Najbliżsi nie są wsparciem. Miłość zredukowana została do poziomu skóry, z koniecznym wskazaniem na lobotomię wyższych uczuć. System wartości został zdekodowany, a wiara jest wspomnieniem z dzieciństwa, przechowywanym fragmentarycznie w pamięci. Współcześnie ma postać trudnej do odczytania transkrypcji na nagrobku.
To bardzo surowa ocena pokolenia emigrantów i emigracji (bardziej wewnętrznej, na własne życzenie; kolor skóry nie jest problemem, problemem jest pozycja społeczna) . Pokolenia okłamanego przez wszechobecną telewizję, nie dokonującego politycznych wyborów. Nie bez znaczenia jest przecież scena przechodzącego karnawału, upalonego i ogłuszonego soundsystemem. A jeśli wziąć pod uwagę, że kobiety odgrywają w powieści o wiele istotniejszą rolę, to tym surowsza dla nich jest ta ocena.
Zadie Smith napisała gorzką, ironiczną, trudną w odbiorze książkę.Nazwa Londyn, według jednej z teorii, oznacza „rzekę, której nie da się pokonać w bród (i należy przepłynąć)” . Bohaterowie powieści stracili pod nogami grunt dosłownie i w przenośni.
Dariusz Żak