Stronę odwiedzono:
26846723 razy
Magdalena Grzebałkowska „Beksińscy. Portret podwójny” Spotkanie DKK – Wypożyczalnia Główna
„Zdzisław Beksiński nigdy nie uderzy swojego syna. Zdzisław Beksiński nigdy nie przytuli swojego syna”. Wiele opinii i recenzji tej książki zaczyna się od słów: "To jest powieść o miłości (...)" albo "Ta książka to thriller (…)" i tylko nieliczne nie kategoryzują jej i nie szufladkują, by na siłę upchać na jakiejś konkretnej półce. Bo ta książka poniekąd wymyka się wpychaniu na półkę oznaczoną jakąś jedną konkretną kategorią. Jest to bowiem powieść uczuciowa, namiętna i samotna jednocześnie. Czytelnik może czuć się jakby podglądaczem życia artystów, może poczuć się jak członek ich rodziny chodzący w ciepłych kapciach po ich mieszkaniu, może posłuchać ich nieodłącznej towarzyszki muzyki, może biegać z Beksińskim i z aparatem fotograficznym, potem zajmować się wspólnie grafiką by przejść do pędzla i obrazów mrocznych dla Ciebie lecz nie dla samego twórcy. Bo Zdzisław nie postrzegał swoich obrazów w sposób, w jakimi my je odbieramy. On nie widzi rozkładu, śmierci i krwi, nie widzi samotności na płótnach, nie analizuje gnicia i śmierci jako końca życia ziemskiego. Nie. Wprost przeciwnie. Widzi je w jasnych kolorach i nie szuka mrocznych odniesień. Nie jest pesymistą, broń Boże, jest pogodnym człowiekiem z ukochaną żoną u boku i synem Tomkiem, którego Zdzisław chciał dostać podchowanego, gotowego do dorosłych rozmów, bo od samego początku brzydził się ciążą kobiet i ich potrzeby posiadania dzieci. A syn? Tomek stał się odludkiem, outsiderem, samotnikiem zagnieżdżonym w swej muzyce i w swoim egoistycznym świecie. Ktoś zapyta – a rodzina? Rodzina Beksińskich tak naprawdę była scementowana tylko dzięki Zosi. To ona – żona, matka, sprzątaczka, kucharka, pielęgniarka... Zawsze obok lub gdzieś w tle, zawsze niezbędna ale jakby transparentna. To dzięki niej mężczyźni mogli tworzyć i spalać się w swoich wizjach artystycznych nie przykładając wagi do spraw doczesnych. Nie ma pieniędzy? Ot, kogo to obchodzi, byleby na pepsi było... A wszystko było obowiązkiem Zosi. „Portret podwójny” w dużej mierze jest obrazem także jej samotności i poświęcenia, życia, które powierzyła Zdzisławowi i Tomkowi. To obraz bezcenny nie spod pędzla Beksińskiego. Przypomina to nieco oglądanie płócien Beksińskiego w Muzeum w Sanoku, gdzie nie wiemy, czy analizować obraz z twarzą przy obrazie czy jednak zachować perspektywę i zrobić dwa kroki do tyłu. Gdzie jest złoty środek? Grzebałkowska pokazuje nam świat zdominowany przez mężczyzn, którzy prócz talentów artystycznych nie mieli w sobie innych zdolności. Nie potrafili rozmawiać, zbliżyć się jakoś rodzinnie do siebie, nie umieli okazywać czułości. Oni byli dla siebie oddzielnymi bytami z tym samym nazwiskiem. Tomek o naturze samobójczej, ojciec o naturze niestrudzonego poszukiwacza, eksploatatora wszystkich pól artystycznych... Ich drogi nigdy się nie przecięły... Ta powieść to powieść smutku i bezradności. Niebywała praca Magdy Grzebałkowskiej i jej styl pisana sprawiają, że wiele dokumentów, akt i historycznych zapisków, z których korzystała czyta się jednym tchem jak dobrą książkę. To jak płynięcie spokojną rzeką, gdzie z każdym kolejnym metrem zdajemy sobie, żeby nigdy nie dopłyniemy do przystani. Podróży trwaj ...
Agnieszka Kusiak, członkini DKK w Wypożyczalni Głównej