Stronę odwiedzono:
26853524 razy
Spotkanie DKK – Wypożyczalnia Główna
Siedzę sztywna, kark mnie boli, oczy szklisto spoglądają na książkę, którą ściskają moje dłonie. Moje dłonie jeszcze ciepłe od nieświadomej siły ściskania, głowa pełna emocji, umysł zapchany słowami, jakie chłonął przez czas czytania. Przez te wszystkie strony. Trudno oddychać. Trudno zapomnieć. Trudno wstać i odłożyć powieść, która zostawiła na mnie stygmat. Naznaczyła mnie. Zostawiła ślad. Dygotem staje się moje ciało. Małecki wykreował niebanalną powieść, która szarpie czytelnikiem. Poniewiera nim. Rzuca w wir uczuć, bólu i sporadycznych łez szczęścia. Krótkie zdania potęgują odczuwanie tego, z czym męczą się bohaterowie. „Dygot” to bowiem wielka historia rodzin. Historia, która pulsuje, buzuje i zaskakuje. Fabuła otoczona jest nimbem niepokoju. Na poczynaniach bohaterów kładzie się głęboki cień, a mimo to czytelnik zanurza się w tę rzeczywistość z niezdrową fascynacją, pozornie bezpieczny, jak podglądacz... Ale to złudne wrażenie, bo podglądanie zostawia ślad. Znamię. To świetna powieść, brawurowo opowiedziana historia o życiu, o ludziach takich, jak my, jednak zapisana na zbyt niewielu stronicach, bo pozostawia niedosyt. Jest jak nalot na czytelniczym podniebieniu, który chciałoby się odczuwać przez całe życie. Nie powinnam nic pisać o fabule, bo „Dygot" broni się sam. Ale warto coś dopisać, coś od siebie, bo emocje same proszą się o wydostanie na światło dzienne. Pęka mi od nich głowa przyprawiając o dygot. Fabuły nie sposób ująć w jakiś zamknięty nawias, bo "Dygot" przy próbie zamknięcia uzurpuje sobie coraz więcej miejsca i więcej i wymyka się wszelkiemu domknięciu. Przecież już mędrcy wiedzieli, że nie sposób ujarzmić potęgę. On Albinos, Ona poparzona, syn złodziej. On z kochającej się rodziny, brat alkoholik, bratowa jakby nie do końca chciana i akcepto-wana. Niemka, Frau Eberl, rzucająca ziszczającą się klątwę. Dojka, umysłowo chora matka, do której prawdziwe dzieci się nie przyznają, a te obce wyszydzają i obrzucają śmieciami. Polacy i Niemcy. Wariaci i normalni. Wieśniacy i ci miastowi. Wachlarz osobowości i wachlarz losów, które się przeplatają, zacieśniają i znowu poluźniają igrając tym samym z czytelnikiem. Bo osobiste wejście w buty jednego z bohaterów nie daje gwarancji szczęścia za życia. Rodzą się traumy, które odciskają trwałe znaki na postaciach i towarzyszą im do śmierci, a ta nadchodzi... zbliża się… podchodzi do chat, puka w zimne szyby okien i nie pyta o pozwolenie, tylko włazi do środka. A gdy czas nie ma znaczenia, staje na polu i czeka, bo wie, że złapie duszę tego, po którego przyszła. Na błotnistym polu tuż za płotem stoi dotąd, aż zabierze to, co jej się należy. Bo, jak pokazuje Małecki, życie to pętla. Koło. Tryb, który trwa i który się w pewnym momencie spotyka z początkiem i znowu powtarza. Jak fatum. Jak klątwa. Jak perpetuam mobile. Nieuchronny los prowadzi wedle swoich dróg, a bohaterowie, walcząc z nim i tak zmierzają we wskazanym kierunku. Ku śmierci. Do grobu. Może nie ma w mojej recenzji nic z fabuły, próżno szukać imion postaci czy ich nazwisk, ale tylko w ten sposób zdołałam przekazać to, co we mnie siedzi i siedzi i wyrwać się nie da. "Dygot" to książka o nas. O ludziach szukających dobrej drogi ku przyszłości, których teraźniejszość zaskakuje i niejednokrotnie nie puszcza tędy, gdzie chcemy, dlatego walczymy. Stajemy się dygotem, drżymy, a owego drżenia nie sposób ujarzmić. Jestem tą powieścią otumaniona. Wstrząśnięta. Niewyobrażalnie zafascynowana, co nie jest raczej dobrym objawem, gdyż każdą kolejną książkę, po jaką teraz sięgnę, będę porównywać (gatunkowo i jakościowo) do "Dygotu". Bo szkoda czasu na marności. "Dygot" wyznacza nową drogę. Osadza się mocno na emocjach, uczuciach, na tym co tu i teraz. Nie można się oderwać, choć słone łzy napływają do oczu i zatraca się ostrość patrzenia.
Agnieszka Kusiak członkini DKK w Wypożyczalni Głównej