|
Recenzja Weroniki Śliwińskiej – książki S. King’a:
“Ludzie z wiekiem nie stają się lepsi, stają się tylko sprytniejsi. Kiedy jesteś starszy i mądrzejszy, to wcale nie przestajesz obrywać skrzydełek muchom, po prostu potrafisz wymyślić lepsze powody, żeby to usprawiedliwić” - “Carrie”.
Stephen King to autor, z którym spotkałam się już jako dziecko i zawsze chciałam przeczytać przynajmniej jedną z jego książek. Jak dotąd zdołałam sięgnąć po „Carrie”. Następnie przesłuchałam audiobooka „Uniesienie”, który niestety nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. A ostatnio sięgnęłam po komiks „Creepshow”, czyli coś idealnego na jesień. Pomimo to, debiut autora dalej pozostaje moim ulubionym.
“Carrie” opowiada o dziewczynie w ostatniej klasie liceum, która mieszka sama z matka, mającą obsesję na punkcie religii. W szkole nie jest ona lubiana, a wręcz znienawidzona przez swoich rówieśników, czasem nawet nauczycieli. Carrie White pewnego dnia odkrywa, że posiada zdolności telekinetyczne - poruszanie przedmiotów za pomocą umysłu. I tak też zaczyna się bieg przerażających wydarzeń. Według mnie sam ten element nie sprawia, że ta książka jest zaliczana do horrorów, bo chociaż jest on znaczący dla fabuły i samego „rozwoju” bohaterki to jednak moim zdaniem, to ludzie otaczający ją doprowadzili do takiego stanu. Zacznę od Margaret White - matki Carrie, którą tak naprawdę nie obchodziło dobro córki, a raczej jej czystość w znaczeniu religijnym, to co myślała o jej „rodzinie” reszta miasta - chociaż sama by się do tego nie przyznała - oraz jej wyobrażenie Boga. Samo powiedzenie, że jest toksyczna nie wystarczy i szczerze nawet nie wiem jakiego określenia miałabym użyć, żeby ukazać jak bardzo obrzydza mnie ta postać. I właśnie dlatego też jest to według mnie jedna z najlepiej napisanych postaci w tej książce, która w przerażający sposób oddziałuje na czytelnika. Ostatnią kwestią, która jest warta omówienia to mieszkańcy miasteczka, czyli kto tutaj tak naprawdę jest potworem? Jak wiemy ludzie mogą być różni i nie możemy ich dzielić w taki prosty sposób jak - na dobrych i na złych. Stephen King przedstawia ich jako właśnie te potwory, które żerują na innej od reszty dziewczynie, bo ubiera się inaczej, wygląda inaczej, ma inną sytuacje w domu, a wszystko to doprowadza do naśmiewania się z niej i dręczenia kogoś kto porostu nie rozumie niektórych rzeczy. Autor często używa właśnie tych elementów fantastycznych, żeby ukazać coś co wszyscy uważamy za zło pod postacią jakiegoś potwora typu wampir, wilkołak czy właśnie moc której nikt inny nie posiada, i zestawia to z małym, pozornie cichym miasteczkiem pełnym ludzi, którzy na pierwszy rzut oka mogą wydawać się dobrzy, gdy tak naprawdę, to zwykły człowiek jest tym prawdziwym, ukrytym złem. Bo w końcu gdyby ktoś zamiast naśmiewania się z niej spróbował jej pomóc - nie za pomocą głupiego zaproszenia jej na bal - to może historia potoczyłaby się zupełnie inaczej. Jak już mówiłam, to jedna z moich ulubionych książek tego autora i pomimo tego, że może nie jest najlepiej napisana to tak czy siak zasługuje na więcej i skłania do ciekawych przemyśleń. Ogromnie ją polecam i mam nadzieję, że dostrzeżecie w niej nie tylko horror, ale także książkę, która ukazuje ludzi w dosyć ponurym świetle.
W listopadowym spotkaniu udział wzięło 12 osób.