|
Książka “Warto żyć” spotkała się z ciepłym przyjęciem. Klubowiczki szczególnie doceniły w tym wywiadzie-rzece wartki sposób prowadzenia rozmowy między prawnikiem Lejbem Fogelmanem i publicystą Michałem Komarem. Jednak barwnie opowiedziana historia życia Fogelmana wzbudziła wzbudziła podejrzenia u niektórych czytelniczek, że autor zbytnio ją podkoloryzował.
Lejb Fogelman urodził się tuż po wojnie w biednej żydowskiej rodzinie. Oboje rodzice byli krawcami. Jego rodzina związana była z Pułtuskiem i Legnicą, następnie przeniosła się do Warszawy. Tam młody Lonia rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. W 1969 roku wyjechał z Polski jako emigrant marcowy i tak zaczęła się jego wielka amerykańska przygoda. Został przyjęty do pracy jako research assistant w Nowojorskiej Bibliotece Publicznej prawie nie znając angielskiego. Zajmował się tam układaniem kolorowych karteczek, podziwianiem widoków za oknem i czytaniem książek po angielsku. Po tygodniu “ciężkiej pracy” wybuchła awantura.
Fogelmanowi jednak sprzyjały okoliczności. Miał motywację imigranta - albo się wybije, albo będzie nikim. A wybić się mógł tylko dzięki edukacji. Studiował na prestiżowych uczelniach, poznał wpływowych ludzi, podróżował po całym świecie. W końcu został prawnikiem. Jego życie zawodowe to też pasmo sukcesów.
W swojej książce autor wspomina o dandysach. Dandys musi mieć publiczność. Dandys upewnia się o swoim istnieniu jedynie wówczas, gdy odczytuje je z twarzy innych. Dandys musi więc stale zdumiewać. Fogelman bez wątpienia jest dandysem. Lejb jest zawsze uśmiechnięty, jak zawsze w drogim garniturze. I - jak zawsze - w kapeluszu. Również okładka książki - Fogelman wyzierający zza pawiego ogona - może to sugerować. Paw jest symbolem próżności i chełpliwości.
Paweł Reszka, autor artykułu w Newsweeku (Newsweek 21/2018) poświęconego Fogelmanowi nie mógł zrozummieć po co Fogelman napisał książkę “Warto żyć”. Nie dla pieniędzy, nie z potrzeby rozliczeń, więc po co? Fogelman odpowiedział: Żeby nie było tak ponuro!