|
30 września 2010 roku odbyło się kolejne spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki. Tematem tego spotkania była książka „Muchy w zupie i inne dramaty” Małgorzaty Żurakowskiej.
Znów wszyscy razem. Syn odrabia lekcje. Polski, OK, historia, przepytać z dat, biologia – tasiemce, brrr, obiad z głowy, i dobrze, nigdy nie mogę zabrać się za poważną kurację odchudzającą. Matematyka... ooo... przepraszam, ja się na matematykę nie godziłam. Tatuś matematyk, niech pracuje. Zaczyna się tak zwane tłumaczenie, najpierw tatusiowi, jak to jest, że syn takiego zdolnego ojca nie rozumie, dlaczego plus, a nie minus. Wreszcie siadają obaj w kuchni nad zadaniami. No to ja do dziewczynek.
– Co było w przedszkolu?
– Węże.
– Prawdziwe?
– No, taka jedna pani przyniosła i pozwalała głaskać.
– Fuj, głaskałaś?
– Tak.
– A jakie były te węże?
– Fajne, jednego założyłam sobie na szyję, ale pani go zabrała. A sama nam mówiła, że to dusiciel, no to go troszkę poddusiłam, ale tylko troszkę, naprawdę.
– A co jadłaś?
– Zupę z muchami.
– Z jakimi muchami?
– Normalnymi.
– Zaraz, a skąd się te muchy w zupie wzięły?
– A pani nawrzucała.
Kapituluję.
(...)
Małgorzata Żurkowska opisuje na wesoło codzienne zmagania matki i żony, które w rzeczywistości są codziennymi zmaganiami setek tysięcy matek i żon. Przepełniona miłością do najbliższych, nie skarżąc się, dzielnie wypełnia powierzone jej role: sprząta, gotuje, pierze, prasuje, a przy tym kocha, uczy i wysłuchuje – smutków małych, trosk większych, ujadania psa czy gry na flecie poprzecznym… Emanuje ciepłem, dzięki któremu lubelskie mieszkanie zdaje się przypominać kamieniczkę przy Roosevelta 5 – trochę bardziej nowoczesną, zdecydowanie mniej gwarną, ale nadal wesołą i tak bardzo przyjemną. Autorka pisze piękną, lekką polszczyzną. Jest złośliwa, ale do życia podchodzi z dystansem i co ciekawe- okazuje się, że wcale nie trzeba używać wulgaryzmów, co ostatnio stało się modne w polskiej prozie (także kobiecej)- aby ubawić czytelnika do łez. Polecam kobietom zabieganym i zmęczonym monotonią życia:
- historie wprost z życia wzięte - świat, w którym czytelnik odnajduje siebie – bo komu nie zepsuła się choć raz lodówka albo czyj pies nie zjadł kiedyś ciasteczek chwilę przed przybyciem gości?...
- książka Małgorzaty Żurakowskiej to dobra zabawa. Muszę przyznać, że dawno się tyle nie uśmiałam. To po prostu zbiór dobrych tekstów. Przy tak dobrym warsztacie autorka może stworzyć kolejną poczytną powieść, którą bardzo chętnie przeczytam. Trzymam kciuki.
- książka bardzo zabawna i wspaniała jako antidotum na ponury nastrój, złą pogodę. Dobrze ją nosić przy sobie jako lekarstwo na odstresowanie.