Stronę odwiedzono:
26850713 razy
|
We wstępie przepraszam wszystkich, którzy w tym miejscu oczekują na recenzję.
Proszę, o potraktowanie dzisiejszego tekstu jako swobodny wpis na temat. Na początku naszego comiesięcznego spotkania DKK chciałyśmy się dowiedzieć, która z nas poleciła tę książkę do przeczytania w celu ukrzyżowania jej (i nie chodziło tu o książkę)... bo utwór to trudny, bardzo odległy naszej europejskości. Mnóstwo w niej dygresji, skrótów myślowych i odniesień do historii i kultury Stanów Zjednoczonych. Myślę, że kluczem do przeczytania tej książki przez laika w dziedzinie amerykanistyki, będzie porzucenie zrozumienia treści dokładnie, a bawienie się jej językiem. Autor „Sprzedawczyka” Paul Beatty jest mistrzem ciętej riposty i błyskotliwych porównań. Język książki aż skrzy się od dowcipu – tutaj wielki szacunek dla tłumacza Piotra Tarczyńskiego. Narrator, który jest równocześnie bohaterem przedstawionych wydarzeń, ma ogromny dystans do siebie – nazywa się samozwańczym strażnikiem czarności, a jego niewolnik (sic!) Sorgo zasługuje na czarny medal lenistwa! Aby uzmysłowić Państwu smak tej książki podam kilka przykładów z tekstu: „Dickens jest (....) miastem tak czarnym jak grzywka Azjaty, tak brązowym jak Miś Yogi”. „...dwóch dzieciaków, które spędziły ostatnią godzinę z tyłu autobusu, liżąc się po szyjach, splecione jak Grupa Laokoona”. „... odwrócił się na pięcie (...) solidnie przechylony w prawo, jak pijany marynarz z zapaleniem ucha wewnętrznego”. A oto jeden z zaskakujących pomysłów bohatera książki „...bo jak się zastanowić, to w sumie dlaczego czarni nie mogą mieć własnych chińskich knajp?”.
Elżbieta Węglowska